ALBO, jak mi zrobiła jakaś stara prukwa na noworodkach- normalnie traumę mam do końca życia - przyszła bo płakał Bartek. A jak przystawiam, on się denerwuje.- dokladnie,a jak mowisz,ze jadlo - to ci wmawiaja,ze pomarm masz za chudy i przychodza z flacha"pewnie gŁodne"
Postała, po chwili bez żadnego pytania czy ostrzeżenia złapała mnie za pierś i ścisnęła (jakbym była krową) mleko psiknęło, a następnie capnęła mi dziecko z rąk i WYSZŁA BEZ SŁOWA Z SALI!!
Z moim dzieckiem!!!
Myślałam, że zabiję.
Doczłapałam do sali z noworodkami (bo szpital miał jeszcze salę dla noworodków), patrzę, a ona mu daje flachę a on pije
OKI uspokoił się, tylko co to kurde było? Pomoc? Wyjaśnienie? Może właśnie źle dostawiałam, pierwsze dziecko. Może mogła mi pokazać?
Chciałam wrócić z nim do sali, ale wredna baba mnie ochrzaniła, że "matka ma iśc po wózek bo nie wolno dzieci na rękach nosić" A sama go franca wyniosła na rękach. Więc ja człap człap korytarzem po "mydelniczkę"
Oj byłam za mało asertywna... ale ostatni raz!
Gotuje się we mnie jak to sobie przypominam!