Nie wiem co to było, chyba wszystko jednoczesnie...
Mała zasnęła w lozeczku chyba ok. 21:30 nakarmiona i przewinieta. Pan byl w piwnicy i malowal samolot. Przyszedl zaraz po tym jak mala zasnela.
Usiadl w duzym pokoju przed kompem, a ja sie wykapalam i poszlam sie tez polozyc. Wstawalam kilka razy do malej, bo budzila sie z placzem, ale dawal smoka i bylo ok.
Mysle, ze Pan byl zly, ze znowu poszlam wczesniej spac (znowu chodzi o seks), ale mial chyba jeszcze nadzieje, ze moze cos z tego bedzie, bo poszedl sie kapac, wypachnil sie tak, ze az mnie glowa rozbolala. Polozyl sie do lozka, ale ja sie tylkiem odwrocilam, no i wiedzial juz, ze nie ma na co liczyc i pewnie byl wsciekly.
Ja spalam od sciany (Pan ma jeszcze dzisiaj wolne). Mala kilka razy budzila sie w nocy, wiec pan do niej wstawal i dawal smoka. Potem raz ja chyba karmil. Za ktoras pobudka slysze, ze Pan wstal i mowi sobie pod nosem: "ku*a, jaka ona jest wku***jaca..."

Zerwalam sie na rowne nogi, warknelam, ze sam jest wku***jacy i zeby sie tak nie odzywal!

Byla chyba 2:00. Wzielam mala na rece, bardzo plakala, prezyla sie, machala nozkami, jakby ja bolal brzuszek... Trwalo to dlugo, dalam jej pic, bo sie bardzo zgrzala tym placzem i byla rozpalona... Pociagnela kilka lukow, ale potem wypluwala smoka z butelki i nie chciala ssac normalnego smoczka tak, jakby i dziasa ja tez bolaly, wiec posmarowala jej tez zelem.Juz potem nie wiedzialam czy jest taka goraca, bo ma goraczke, czy po prostu sie tak zgrzala dlugotrwalym placzem i krzykiem. Nosilam ja na rekach, tulilam, kolysalam, masowalam brzuszek - NIC nie pomagalo. W koncu dalam jej Panadol, ale tez nie pomogl. Panu kazalam sie polozyc od sciany, bo i tak wiedzialam, ze ja bede wstawac juz do malej (o ile w ogole usnie), bo przeciez On potrafi jej tylko smoka wlozyc do buzi, ale jak juz dzieje sie cos zlego, to biedny rozklada rece

No wiec On sie przeniosl na polowke lozka od sciany i usnal bez problemow, mala plakala, krzyczala wnieboglosy, a ja ja nosilam na rekach, ale przeszlo mi przez mysl, zeby zaj**ac mu kopa w ten durny smacznie spiacy ryj

(oczywiscie tylko o tym pomyslalam, nie wykonalam, ale korcilo mnie potwornie). Gadalam tylko szeptem do malej: "Widzisz Kochanie, Ty sie tak meczysz, a Twoj tatus sobie smacznie spi..." Potem, jak Pan sie na chwile przebudzil, to sie zapytalam: "Dobrze ci sie spi?" On w zlosci powiedzial, ze tak, wiec ja dalej swoje: "Nooo, to spij sobie, spij, przeciez zaraz wstajesz do pracy, musisz byc wyspany i wypoczety!!!"
W koncu zdecydowalam sie na czopek. Po nim mala sie uspokoila, odlozylam ja do lozeczka, a po 15 min. znowu byla pobudka i ryk...
No i tak chodzilam z mala do 4:30, a ona plakala i plakala... Potem nosilam ja na brzuszku (tak, ze byla twarza zwrocona do podlogi) i masowalam brzuszek, troche jej pomoglo, popuszczala troche baczkow, no i usnela jak ja za 30 min. mialam wstac do pracy

No i sie zastanawialam czy sie klasc na te pol godziny, czy co... Poszlam na balkon na szluga i wrocilam do lozka - zasnelam. Ledwo potem wstalam, a mala obudzila sie zaraz za mna z placzem, wiec umylam szybko butelke, zagotowalam wode na mleko, a jak weszlam do sypialni, to Pan juz siedzial z nia na lozku i przytulal. W kocu placz ucichl, a jak zajrzalam do sypialni, to spali oboje w lozku. Jak wychodzilam o 6:00, to Su nadal smacznie spala. Taka wyszlam niedorobiona i wkurzona na tego pieprzonego samoluba, ze glowa mala

Zadzwonilam do Niego po 8:00, zeby zapytac jak Zuzia, powiedzial, ze troche potem plakala tak, jak w nocy, ale teraz juz jest spokoj. Nie wiem, moze powinien z Nia pojsc do lekarza... nie wiem co Jej bylo, przysiegam, jeszcze nigdy nie mialysmy takiej nocy...
