asiam_26 tak to nic poważnego z tym palcem hihi tylko trochę skóry mi oderwało
Małgorzatko mi się również wydaje że Wojtuś zachowuje się jak najbardziej normalnie w tym etapie rozwoju i wcale nie znaczy to że jest niegrzeczny, masz rację że dzieciaczki w tym etapie doskonale wiedzą co to znaczy "nie" jednak często świadomie się do tego zakazu nie stosują (inaczej wychowalibyśmy maszyny spełniające każdą prośbę a nie mające potem swojego zdania i podatne na wpływy innych itp.). Jest to naturalna kolej rzeczy w rozwoju dzieci i naprawdę nie masz się co martwić!!
Moja mała wprawdzie sama już się potrafi zabawić ale jak jest wyspana i odpowiednio najedzona - wtedy bierze zabaweczki lub nawet jakieś najprostsze rzeczy - jak butki i przekłada je sobie, sortuje, zanosi na stolik, układa itp. To fakt że dziecko musi umieć bawić się samo ze sobą, nawet godzinkę dziennie.
Ja nie daję Milenki w dzień wogule do łóżeczka bo od małego tego nie lubiała, natomiat podobnie jak Twój Wojtuś bawi się drzwiami od pomieszczeń, drzwiczkami od pralki, dvd, szufladami itp. i ie martwię się tym bo dziecko w ten sposób poznaje otaczajacy je świat, dla niego szafki czy inny sprzęt domowy to coś fascynującego i wartego poświęcenia uwagi, dla nas te rzeczy są znajome, banalne , dla dziecka - jak owoc egzotyczny.
Gdy mała nie da mi zrobić czegoś w kuchni, to znalazłam ostatnio świetny sposób - wsypuję jej do kubeczka płatki kukurydziane (co tam mam) lub kuleczki czekoladowe itp. (coś małego) i kładę na wysokości rączek (tapczan) i ona je sobie dość długo sortuje, skubie i podjada
Głowa do góry!!
[ Dodano: 2008-02-09, 21:33 ]Skoro tradycją stało się już opisywanie naszych ciąż i porodów, to ja również to zrobię jeszcze na naszym starym forum. Jutro mamy Roczek więc pewnie nie będę miała jak...
A więc..
Zacznę od tego że miałam wyznaczone dwa różne terminy porodu bo ciążę prowadziło mi dwóch ginekologów, oczywiście nie jednocześnie - po prostu w połowie ciąży zmieniłam miejsce zamieszkania.. Ten pierwszy okazał się rewelacyjnym lekarzem, o nic nie musiałam się wypytywać, wszystko z chęcią opowiadał, był dokładny. To u niego po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że noszę pod serduniem córeczkę. Ten drugi (polecony przez koleżankę) był totalnie beznadziejny - za każdą wizytą pytał się o moje dane, a przy usg nie mówił praktycznie nic tylko wlepiał się w monitor..
Ciążę znosiłam dość dobrze ale jakieś 3 miesiące przed porodem wykryto u mnie nadciśnienie.. Musiałam brać niestety leki na obniżenie.. Pierwszy termin wyliczono mi na 8 lutego, drugi na 10tego.
8 lutego zobaczyłam czop śluzowy więc przestraszona że to może być już pognałam do umówionego szpitala... Ale się bardzo rozczarowałam tym jak mnie przyjęli: stwierdzili że niepotrzebnie przyjechałam, że ktoś źle mnie poinformował co do terminu porodu, że ja sama chyba nie wiem jak się poród zaczyna... Zrobili mi łaskawie ktg i usg i odesłali do domu. Kazali czekać na skurcze..
10 lutego usnęłam sobie jak zawsze smacznie (z przerwami na siusiu
). Aż nagle budzę się w amoku około 3. nad ranem i czuję że coś niemiłosiernie ściska mi brzuch.. Zaspana myślę "pewnie zaraz przejdzie".. Ale nie przeszło tylko się nasilało więc łapię mojego mężulka za kolano i spokojnie mówię "Chyba się zaczęło"!!! On wstał, zapalił światło a ja mierzyłam skurcze komórką - były co 4 minuty. Wstałam jakoś i poszłam do toalety a tam silnie leci mi krew, dzwonię do tego "umówionego" szpitala a babka na dyżurce mówi "Proszę Panią to jeszcze nie poród, proszę udać się na badania do najbliższego szpitala!!!!". Rozłączyłam się natychmiast i mówię do męża "widocznie tuttaj nas nie chcą!!". Ubrałam się, rzeczy były już w bagażniku i wsiedliśmy do auta, które trzeba było wcześnie odnieżyć i pędem do szpitala (innego!!). Kobieta zaspana na dyżurce pyta co i jak, prowadzi mnie do małego pokoiku, wstępnie bada i mówi do męża "Niech pan przynosi rzeczy z bagażnika bo żona już zostaje"!! Kazała mi założyć koszulę nocną, między nogi dała mega podpaskę i kazała coś podpisaywać podczas gdy ja zwijałam się z bólu. Następnie posadziła mnie na wózek inwalidzki i pojechaliśmy windą na II piętro. Tam kazano mi położyć się na łóżko i zbadał mnie ginekolog, stwierdził że mam tylko 3 cm rozwarcia i zarządził cesarkę
Dodam, że planowaliśmy poród rodzinny a ta wiadomość była dla nas totalnym zaskoczeniem, mężowi kazali czekać na korytarzu, ja strasznie się bałam
Postanowiono przebić mi pęcherz płodowy i okazało się że wody były już zielone
W międzyczasie robiono mi ktg ale skurcze były już tak mocne że nie moglam złapać oddechu a wszyscy kazali mi oddychać, a ja nie mogłam.. to było straszne... po prostu nie mogłam..!!!
Następnie kazano mi szybko przejść na salę operacyjną i usiąść na zimnym łóżku , szybko dano mi zastrzyk w kręgosłup i kazano się położyć... Czułam jak powoli drętwieje mi brzuch i nogi.. Gdy było już dostatecznie znieczulone, zakryto mnie do połowy parawanem żebym nic nie widziała i się zaczęło
Ja oczywiście nic nie czułam , cała cesraka trwała jakoś 30 minut, chciałam tylko jak najszybciej usłyszeć, zobaczyć moją kruszynkę!! Pod koniec operacji czułam tylko jak "wyciągają" dzidzi bo tak jakby szukali jej w kieszeni "brzuchu" - jakoś tak naciskali itp.
Po chwili dowiedziałam sie że mój skarb jest już na świecie, jednak od razu nie mogłam jej zobaczyć, następnie usłyszałam jej płacz - najcudowniejszy płacz pod słońcem!! Sama zaczęłam płakać i jednocześnie uśmiechałam się z przeogromnego szczęścia, słyszałam moje dziecko!! Za chwilkę przynieśli mi ją zawiniętą w żółtym rożku, dałam jej buzi w główkę i po zbadaniu i zważeniu Milenka czekała na mnie w mojej sali a ja byłam 3 godz. na obserwacji - było mi strasznie zimno, strzykałam zębami i dopiero jak mogłam poruszyć nogą przewieziono mnie do mojej córci. W czasie gdy leżałam na tej obserwacji mąż filmował naszego skarbeńka na gorze i potem pokazywał mi filmiki
Po 3 godzinach w końcu przewieziono mnie na właściwą salę do mojej córci i odtąd nie odstępywałam jej na krok. Wpatrywałam się w nią godzinami, przytulałam i całowałam bez końca.. Wszystko inne nie było wówczas ważne..
W szpitalu byłam od soboty do piątku, 2 dni z kroplówką, po 2 dniach nie chciałam już śrdoków przeciwbólowych, w nocy ćwiczyłam wstawanie by jak najszybciej wrócić do normy i móc wszystko robić chociaż najgorzej było z chodzeniem bo rana strasznie rwała.. Pamiętam jak w 3 dzień położna kazała mi iść pod pruysznic a ja byłam taka słaba że zemdlałam.. Prawie 2 tyg po porodzie miałam prawie 40 stopni gorączki..
Już w parę godzin po porodzie karmiłam piersią i to również było niezapomniane uczucie, choć niespodzianką był dla mnie nawał pokarmu i czułam się jakbym miała operację plastyczną
Ale z dnia na dzień wszystko wracało do normy a moje szczęście ma już prawie Roczek!!