Strona 75 z 95

: 28 cze 2007, 19:52
autor: kasia1983
ja na tydzień przed porodem to chyba oszaleję bo juz teraz panikuje a moj Grzesiek to wcale nie chce ze mna o tym gadać bo go to przeraza ale malymi kroczkami oswajam go ze wszystkim oststnio uswiadamialam go że mogę na fotelu zrobić kupkę :ico_wstydzioch:

: 28 cze 2007, 21:46
autor: madziorka hihi
wisienko w uk tez juz rutynowo krocza nie nacinaja. :ico_nienie: .. podobnie jak lewatywy nie robia kazdej kobiecie, ale zawsze mozesz poprosic o czopek... ale to raczej dobrze... bo czasem nie trzeba nacinac :ico_nienie: ... a jak peknie to zszyja. :-D .. hihi bedzie dobrze :ico_brawa_01:

: 01 lip 2007, 05:20
autor: wisienka24
madziorka, juz nie moge sie doczekac opisu Twojego porodu. A z tym kroczem to moze i racja... Czasami na prawde niepotrzebnie natna i potem kobieta sie meczy ze szwami :ico_olaboga:

: 01 lip 2007, 14:19
autor: Jasnie Pani :)
madziorka hihi pisze: ale co to jest w porownaniu z np nacieciem krocza???? hehe :-D

nacinanie krocza i lewatywa to akurat najmniej bolesne aspekty porodu. mnie nacieli, ale nie docenili wielkosci mojego dzieciecia i jeszcze peklam. nacinaja w szczycie skurczu wiec nie ma prawa nawet tego poczuc. a zszywaja pod znieczuleniem. a lewatywe lepiej zrobic, bo jak sie prze to wszystkim czym sie da i nie chcialabym, zeby moja niunia zaraz po przyjsciu na swiat w czyms nieprzyjemnym mordke zanurzyla. poza tym po porodzie wizyta w wc jest tortura (jak drugi porod :-D ), a po lewatywie dopiero po 3 dniach sie nazbiera :ico_oczko:
no to sie pomadrzylam :ico_oczko:

: 01 lip 2007, 17:22
autor: Alineczq
Oj z tymi szwami to się boję właśnie, bo to tak boli z tego co piszą dziewczyny....
Moja kolezanka urodziła niecały tydzien temu., ma 33 szwy i teraz płacze z bólu... macie jakieś rady dla niej?? moze jakieś babcine sposoby , nasiadówki czy co...

: 01 lip 2007, 17:26
autor: Lalka
Alineczkq nie wiem gdzie to czytałam (skleroza...) może tu na forum....nie wiem..ale podobno przy sikaniu dobrze jest polewać od razu wodą wtedy tak nie boli...sikasz i lejesz wodę Obrazek

: 01 lip 2007, 17:30
autor: Alineczq
hehe nie lada wyczyn :-D
ona się powrócić nie moze tak ją boli,, ponoć od porodu jeszcze nie siadała... tylko chodzi lub lezy :ico_noniewiem:

: 01 lip 2007, 17:33
autor: Lalka
współczuje koleżance Twej....nich spróbuje z ta wodą.albo najlepeij pod prysznicem sikać i sobie polewać...

: 01 lip 2007, 18:06
autor: zborra
Dziewczyny....z doświadczenia napiszę...nacinania się nie czuje...A szwy?to zależy ile i jak zszyją.Mnie nie bolało jakoś strasznie...w sumie chyba nawet za bardzo nie czułam szwów tylk opo prostu krocze obolałe. Szwy czułam kilka dni później, pzred wyjęciem, a te w środku trochę ciąneły, jak się rozpuszczały. ale bez tragedii! nie bójcie się tego!!!
Lewatywy nie miałam,...na czopek było za późno...Jak ktoś zdąży to fajnie, komfort psychiczny...A kupa...cóż...ludzka rzecz! też panikowałam całą ciążę, że obciach, wstyd itp...A prawda jest taka, że mąż nic nie widzi...położna dba o czystość dziecka i wszystko wyciera...a mi osobiście już wisiało, co robię...Myśli się tylko o urodzeniu dziecka i już!
Będzie dobrze kobiety! czekam na Wasze relacje!

: 01 lip 2007, 18:12
autor: -indigo-
Długo się zastanawiałam czy opisać swój poród czy nie. Nie należał do najprzyjemniejszych i nie chciałam was straszyć. Ale też nie było aż tak najgorzej.

Ale dziś kiedy mija juz prawie miesiąc jestem niemal gotowa znów to przeżyć, więc...

W srodę jeszcze nic nie zapowiadało, że poród już blisko. Wieczorkiem zostałam sama, bo Jarek poszedł na nockę do pracy. Przeprowadziłam szereg rozmów z mamą i ciocią (przez tel). Ciotka opowiadała, ze dostała podczas porodu jakiegoś krwotoku i takie tam... To ja jej mówię, zeby juz dała spokój bo z wrażenia cos mnie brzuch pobolewa jak na okres. Śmiałam się wtedy, że sama się wkręcam. Późno szłam spać bo ok 1. Napisałam Jarkowi o tym bólu brzucha, ale jeszcze nic nie podejrzewałam. Pomyślałam, ze jak usnę to przejdzie. Ale mój sen nie potrwał długo. Ok 2:30 obudziłam sie na siusiu. No w sumie nic nadzwyczajnego w tym stanie, ale.... idąc do kibelka poczułam, że zwieracze puszczają :ico_wstydzioch: . Cholera, myślę, co ja już moczu nie trzymam?? Siadłam na kibel i czuję jak mi sie ciepło robi... :ico_szoking: to zbyt duża ilość moczu jak na mój wątły ciążowy pęcherz... :ico_szoking: O ku...wa!!! Co robić?? Dzwonić do lekarza? Wzywać taksówkę? Dzwonic po Jarka? A może tylko mi sie zdaje? Może położę się i to prześpię?? :ico_noniewiem: Postanowiłam jednak zadzwonić po męża. Zanim przyjechał leciało ze mnie już jak z kranu. Nerwica mnie ogarnęła, rozwolnienie momentalne i cofajki na wymioty... przestarszyłam sie na maksa. No ale cóż... najważniejsze, żeby sie ogolić. Wskoczyłam do wanny i rachu ciachy zaczęłam wywijac żyletką... dobrze, że sama sobie nacięcia nie zrobiłam :-D
J przyjechał, dopakowałam się i jazda...
Najpierw ja zatrzymałam auto krzycząc, że nie wzięłąm okularów i nic nie widzę. jarek mówi, że nie wraca bo to pech. No to go wywyaliłam z auta i musiał biec do domu. Na szczęście byliśmy bardzo blisko.
Później on z wrażenia pomylił kierunki i pojechał cholera wie gdzie... na pewno nie do szpitala.
No ale w końcu sie udało i wylądowaliśmy na izbie przyjęc, gdzie powitano nas w srednich humorkach. Pan doktor widocznie wkurzony, że mu pospać nie dałam wciskął mi łape między nogi i z widoczną satysfakcją wystekał: łeee to jeszcze dłuuugo potrwa...1,5 cm rozwarcia :ico_szoking:
No cóż... trzeba czekać. Bałam się, ze wszyscy będą niemili, ale nie. Na porodówce babeczki normalnie rewelacyjne. Milutkie i pomocne.
Położna zrobiła mi lewatywę (bardzo się ciesze i polecam) i ocenieła efekt mojej walki z golarką na piątkę! :-D

Podłączyła mnie to KTG i czekaliśmy tak do ok7 rano. Niestety nie było postępu. Postanowili wywoływać. Ostrzeżono mnie, że będzie wówczas bardziej bolało, no ale cóż. Bolało... myślałam, że mocno... myliłam się...mocno to było później...
W skrócie do godziny 12 skurcze niemiłosierne, zmina pozycji, litry wypitej wody i kilka pryszniców... i jaki efekt? 2 cm rozwarcia!!! super!! byłam załamana. Zwiększali mi oksytocyne i zwiększali... ból coraz większy... a postęp nijaki.
Dali mi ponoć wszelkie możliwe znieczlenia i wtedy było zajebiście.... między skurczami byłam tak nacpana, że mój mąż i siostra, którzy przy mnie byli brechtali ze mnie na maksa. Pokazując znak Wiktorii mówiłam, że wszystkich kocham i pokój całemu światu :ico_smiechbig: A mówią, że to ponoć nielegalne :-D No ale przyjemność nie trwała wiecznie. Skurcze stały się tak częste, że nie czułam juz przerw między nimi. I tego uczucia nie sposób zapomnieć. Krzyczałam, żeby mi już zrobili cearkę! Jarek wszedł w dyskusje z lekarką. Ale ona była nieugięta. Badanie...oczekiwanie...rozwarcie 5 cm :ico_szoking: Matko czy to się wreszcie skończy myślałam?? Ale od 5 cm juz poszło szybciej. To znaczy teraz tak to pamietam, bo wówczas to była wieczność.
godzina 16:15...9,5 cm rozwarcia...wow...położna mówi, że szykujemy sie do porodu. Szykowali się i szykowali.... 15 minut trwało wieczność... Dobra jest 10!!! Słyszę jak mąż pyta ile to teraz potrwa. babka mówi, że to zależy ode mnie i do godzinki powinno być po wszystkim :ico_szoking: do godzinki?? porąbało ją?? ni chuchu... Spięłam się na maksa...po 15 minutach Tomeczek był na świecie... cały i zrowy...najpiękniejszy...wymarzony....anioł!!!
Położyli mi go na piersi, pomarszczona piękność... sina doskonałość... opuchnięta miłość mojego życia!!!
wszystko inne sie nie liczy... nacięcia nie czuć wcale, łożysko rodzić to przyjemność, szycie drobnostka...
Nie zabrali mi go! Był ze mną cały czas. Ujrzałam rozjechany wzrok mojego Jarka... i szczęście w jego oczach. Wreszcie byliśmy razem... cała trójka...
Zrobiłam to! Udało się! Teraz dopiero się zacznie...pomyślałam...