Dziewczyny a które nie dają już mleczka w nocy??????????????????// Moja nie jada już w nocy. Wieczorkiem o 21 butla i potem o 8-9 rano kaszka a w nocy nic. A jak to u Was z nockami??????????????????????
ja nie daję Tośce już dawnooooo. Nawet nie pamiętam od kiedy. Chyba zaraz jak zaczęła całe noce przesypiać, czyli jak miała ok. 2 miesięcy. Czasem tylko np. jak w dzień nie ma apetytu (aż niemożliwe
) to w nocy dostanie 150mleka jak się obudzi. A tak to czasem w nocy płacze, że chce jej się pić, to dostaje lekkiej herbatki. Ale też sporadycznie. Teraz jak była chora to dużo piła w nocy - i mleka i herbatek.
A co by dalo takie sprawozdanie???
wystarczy, że w punkcie "uwagi, spostrzeżenia i trudności pod względem ubezwłasnowolnionego" napisze, że jest manipulowana i wykorzystywana przez córkę i jaj fagasa, że bywa agresywna w stosunku do mnie i Tosi, że jest niezrównoważona psychicznie (teczka z dokumentacją z psychiatryków jest sporej objętości). Wtedy przychodzi kurator na rozeznanie wśród domowników i sąsiadów. My mamy sporo dowodów (np. zdjęcia naszego jedzenia wyrzuconego z zamrażalnika i lodówki i karteczka na tym "nie wolno korzystać z lodówki", tak samo z praniem - wyrzuca z prali i zostawia kartkę "nie wolno używać pralki"), ja nagrywam obelgi i wyzwiska jakie do mnie rzucają, jak mi karzą wypierdalać (dosłownie) a Tosię nazywają bachorem. mamy też sąsiadów - nie jeden z nich słyszał i widział ataki na moją osobę, dwóch nawet interweniowało w taki szał wpadła. Kiedyś jak byłam w ciąży to sąsiad wniósł mi zakupy - wtedy jego zwyzywała. Także ja mam silną linię obrony. Nie ukrywam - potrafię być wredna, chamska i szczera do bólu, potrafię się bronić w momencie ataku (oj niejednemu ucho zwiędłoby gdyby to usłyszał). Ale całej winy na mnie nie zrzucą. jakąś część owszem - bo jestem uparta i nie pójdę na kompromis. Ale na pewno to nie moja wina.
ja pamiętam jak kiedyś mówiłam do niej "babciu", jak w niedzielę robiłam śniadania, obiady, jak robiłam jej zakupy. ale ona to spieprzyła. Ciągle jej było mało - nawet na śniadanie i obiad z łóżka nie wstawała, zaczęla krytykować moją kuchnię, sposób w jaki piorę i prasuję. Wszystko jej zaczęlo nie pasić. Jak dostaliśmy od rodziców mięso i wyroby po świniobiciu to nie pytała czy może - po prostu brała i korzystała, a nawet wydawała Ewuni
I wtedy zaczęlam się buntować i powiedziałam, ze niczyim sponsorem i służącą nie będę.
Jak wracałam po nocce z pracy i kładłam się spać, to wchodziła mi do pokoju, ściągała kołdrę i wyzywała, ze za długo śpię (pomimo, że dopiero się połozyłam). Potem zaczęly nam rzeczy ginąć z pokoju - a to skarpetki, a to ręcznik. Drobiazgi. w końcu jak mi zginąl pierścionek zaręczynowy i połowa biżuterii to P. założył zamek w drzwiach.
P. nigdy mi nie wierzył, ze na mnie rękę podniosła, że mnie wyzwała. Aż kiedyś nie poszedł do pracy i dość długo spaliśmy. Ona weszła do pokoju, rzuciła się na mnie i zaczęla wyzwać. Wtedy P. wyszedł spod kołdry i jej powiedział "jak babcia może?" i wtedy mi uwierzył.
Pierwszy raz jak próbowała popełnić samobójstwo (w czasie kiedy mieszkałam już z P.) to wyszła na balkon i chciała skoczyć. Zauważyłam to jak szłam wieczorem do wc. P. w ostatniej chwili wciągnąl ją na balkon. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego oczu jak wszedł do pokoju. Powiedział tylko "niepotrzebnie mi mówiłaś. mogła skoczyć, juz byłby spokój".
Ale potem zaczęli go szantażować, że mu mieszkanie odbiorą, że oskarżą i w ogóle. To dla świętego spokoju zacząl im przytakiwać i godzić się na wszystko. Niestety kosztem naszego związku. Nie raz się pakowałam i jechałam do rodziców. Ale teraz przez ostatni miesiąc dużo się dowiedział nie tylko ode mnie, dużo z nim rozmawiam i tłumaczę. I widzę, że bardzo się zmienił. Nie dla siebie, nie dla mnie. Dla Tosi.