23 lut 2010, 22:12
Sylwia mam nadzieję, że u was już dobrze. Bardzo mi Was szkoda.
Aniu Tosi na pewno przejdzie. Daj jej trochę czasu.
Martuuniu we Wrocku jest problem z przedszkolami. W tym roku ma niby się to zmienić, ale zobaczymy. Problemy wynikały z tego, że dyskryminowano dzieci z rodzin, w których byli oboje rodzice. Natomiast faworyzowano samotne matki, a w żaden sposób tego nie weryfikowano, czy to rzeczywiście jest samotna matka. Efekt, w grupach 20-osobowych było 15 dzieci samotnych matek. Punkty za pracę obojga rodziców, rodzeństwo, żłobek nie starczały, w porównaniu z faktem bycia samotną matką. Sprawa się ciągnęła i po raz pierwszy zmieniono kryteria. Teraz samotnym rodzicem jest osoba, która przyniesie zaświadczenie o śmierci małżonka, lub o tym, że jest on w więzieniu lub został sądownie pozbawiony praw rodzicielskich, co wszystkim bez wyjątku się we Wrocławiu podoba.
Co do meldunku, to nie tak. W zeszłym roku mieliśmy we Wrocławiu oprócz przyrostu samotnych matek, także przyrost dzieci meldowanych we Wrocławiu. Dlatego z meldunku zrezygnowano na rzeczy pitów rozliczanych w urzędach skarbowych we Wrocławiu. Wyjątek stanowi jeden us, w którym rozliczają się mieszkańcy gmin podwrocławskich. Zaświadczenie z niego się nie liczy. Generalnie najwięcej punktów można dostać właśnie za pita.
Rekrutacja rusza w przysżłym tygodniu i wcale tych przedszkoli nie ma aż tyle. Nie mam pojęcia, jak to będzie. Mam naprawdę szczerą nadzieję, że jednak Amisia dostanie bez większych problemów.
Co do pracy, to to nie jest życie. Zacznę szukać jednak w szkole lub skupię się na samej firmie. A już piszę dlaczego. Wychodzę do pracy o 7 a wracam o 17. O 16.30 mój M odbiera Amelkę ze żłobka. Przychodzę, daję obiad i robi się 18.30. Chwila na zabawę i kładziemy ją, a zabieram się za gotowanie na następny dzień, by dziecko po powrocie zjadło. To nie jest życie. Dziecko siedzi od 8 do 17 w żłobku, a nasz kontakt z nią ogranicza się do mycia i usypiania. Do D..... Rozmawiałam z M i sory, ale to nie jest życie. Do samej pracy mam żaden stosunek. Ani mnie ziębi ani grzeje. Dzisiaj się uśmiałam, bo kolega mówi do mnie, że poczuję presję, by zrobić obroty. Zaczęłam się śmiać i mówię, to mnie zmuście, żebym poczuła taką presję. Potem o 15.55 wychodzę, a oni do mnie, że w dobrym tonie jest zostać w pracy do po 16, a ja im na to, to zostańcie i cześć. Mówiłam o urlopie na piątek, a oni, że nie, bo mi się nie należy. A ja na to, że nie musi być płatny, może być bezpłatny i że w piątek nie przychodzę. To mówią do mnie, żeby choć na parę godzin, by poumawiać klientów, a ja na to, że raczej nie. Jutro się przypomnę z tym urlopem i tyle. Sam kontakt z ludźmi, cóż są różni i nie mam zamiaru tego przeżywać czy się podniecać tym. Generalnie nie trzeba się kształcić, by tak pracować. Ludzie z pracy różnie. Mam do nich pozytywny stosunek, bo są naprawdę sympatyczni, przynajmniej w większości.