dzieki, dziewczyny za slowa otuchy...
zapomnialam Wam wczoraj napisac najwazniejszego - nie ma szans na wyzdrowienie, chociaz pewnie sie tego domyslilyscie... wczoraj bylismy wszyscy w takim stresie i szoku, ze nikt nie wpadl na pomysl, zeby zapytac lekarza jak sprawa bedzie wygladala potem... Skoro guz i tak z czasem bedzie sie powiekszal, to znaczy, ze co?? Ze beda ja co jakis czas operowac usuwajac w miare mozliwosci ten guz, czy operacja bedzie jednorazowa? A jesli tak, to co dalej z tym guzem? Do konca zycia leczenie nie przynoszace skutku? Radioterapia, chemioterapia...? Ile czasu zostalo...??
[ Dodano: 2009-05-25, 08:38 ]
dzwonilam wlasnie do mamy - jest w cudownym nastroju, naprawde, dawno jej takie nie slyszalam/widzialam...
mowi, ze dostala jakies leki nasenne i spala bardzo dobrze i snila Jej sie praca (co jest dla Niej pieknym snem, bo Ona kocha swoja prace i zaryzykowalabym stwierdzenie, ze jest pracoholiczka), rano nie dostala zastrzyku w brzuch (a to takie jakies leki oglupiajace antypadaczkowe), wiec ma swiezy umysl i czuje sie bardzo dobrze. Zartowala sobie ze mna, smialysmy sie... Od razu i ja dostalam zastrzyku pozytywnej energii. Mama ma dobry humor, byc moze dlatego, ze dzisiaj o 15:00 ma do Niej przyjechac jej dyrektor w odwiedziny. Na koniec rozmowy rzucila haslo, ze "przeciez sie nie damy"
, wiec od razu zachcialo mi sie zyc... Ja pojade do niej jutro, mam nadzieje, ze kierownik zwolni mnie troche z pracy...
[ Dodano: 2009-05-25, 08:38 ]
slonce jakos jasniej zaczelo swiecic...
[ Dodano: 2009-05-25, 08:44 ]
aaaaaaa, mama rozmawiala tez ze swoim bratem ciotecznym, ktory jest ksiedzem i glownie "sluzy" w Watykanie, ale czesto odwiedza Krakow, gdzie jest Jego parafia...
Obiecal, ze zadzwoni do Kardynala Dziwisza i poprosi o odprawienie mszy w Jej intencji
smialam sie do niej, ze po takim wsparciu duchowym - nie dosc, ze wyzdrowieje, to pewnie wyrosna Jej jeszcze skrzydla...