my sie szykujemy do wyjazdu, jedziemy w sobote o 3 w nocy, samolot mamy z Sewilli o 6:30, a o 8 rano juz jestesmy na Majorce
w ogole, jaka dzisiaj mielismy akcje.. poszlismy do sklepu z wozkami, bo szukamy jakiejs lekkiej parasolki (ten wozek, co teraz mamy, jest duzy i w ogole, wkurza mnie..), kupilismy taki lekki fajny wozeczek, ale jak przyszlismy do domu, to okazalo sie, ze nie da sie go wciagnac po schodach, bo hamulec zawadza o schody
wrocilismy wiec do sklepu (prowadzonego przez dwoch starszych facetow) i mowimy, ze chcemy kase z powrotem, bo wozka nie da sie zataszczyc do domu... na to jeden z nich podniosl glos na mojego A. i zaczal cos bleblac, ze przez godzine zawracamy im nonono i wybrzydzamy, a pozniej oddajemy wozek
(w skepie nie bylo w tym czasie nikogo poza nami...), A. mu powiedzial, zeby oddal kase i sie nie burzyl... na co ten go popchnal
normalnie w szoku bylam.. pozniej juz posypaly sie brzydkie slowa
skonczylo sie na tym, ze wlasciciel powiedzial, ze mamy zakaz wstepu do sklepu
a A. mu na to "nonono you"
ech Ci Hiszpanie... w goracej wodzie kapani