malgoska
Profesor Tik-takologii
Profesor Tik-takologii
Posty: 1756
Rejestracja: 25 sie 2007, 10:10

23 sty 2009, 22:38

Jaki słodki Marcyś :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: I prawie do siebie nie podobny :ico_noniewiem:

Asiu ja Tosi meliski nie słodziłam i elegancko to piła. Ale na Twoim miejscu skontaktowałabym się z pediatrą - dużo tych kup i jeszcze krwawiące dziąsełka, Na pewno podawaj Frankiemu acidolac albocoś podobnego i jeszcze bym mu dała orsalit. Szkoda, żeby się odwodnił czy coś.

Sylwia.O. pisze:Małgośka przeżyłas normalnie przy porodzie to co może najgorszego kobiete spotkać. tzn bóle przedporodowe, cc i ten ból po cesarce.
jeśli mam być szczera to najgorsze było te 7 godzin bólu. Zaraz Wam to wszystko opiszę... A co. Poród też można wspominać :-D
O 2:48 obudziłam się z bólem pleców, parciem, ciągnięciem i kłuciem w podbrzuszu. Poszłam do wc, a potem na dyżurkę i obudziłam położną. Natychmiast podłączyła mnie pod KTG, chwilę poobserwowała zapis i zadzwoniła do lekarza "silne bóle pleców, skurcze regularne 80-90% co 2-3 minuty". Z zalecenia lekarza dostałam tokolizę i środki przeciwbólowe. Położna przyszła z kocem, ale wcześniej pytanko "Małgosiu, goliłaś się?" "no tak nie do końca" "ale Ty i tak masz mieć cięcie więc to nie ma znaczenia". Sprawdziła szyjkę - mocno skrócona, miękka, rozwarcia brak. Na porodówce leżałam do 4:45. Poszłam na salę po telefon i do wc, znów na siku. Szybki telefon do mężula "Kochanie, rodzę", a ten się rozłączył. Za chwilę dzwoni i pyta "Coś Ty powiedziała?" "No że nonono rodzę. Od 3ej mam skurcze, położna mówi, że jeszcze dziś przytulę Tosię" "dzwoń i informuj". Poszłam na salę i położyłam się do łóżka. O 4;55 przyszedł lekarz w osobie samego ordynatora "Co się dzieje?" "Nic nonono. Spierdalaj. Spać chce". A ten się tylko uśmiechnął. "Zapraszam na KTG" i znów mnie wlekli z tym potwornym bólem. Położna siedziała już praktycznie cały czas przy mnie, lekarz zaglądał co jakiś czas. Nawet salowa z mopem zajrzała :-D Ok. 6:45 przyszedł już drugi lekarz i oczywiście zajrzał do mnie. Stwierdził, że skurcze silne, regularne i pytanko "Boli Panią brzuch?" "nie, tylko plecy". Kilka minut później zaczęły się schodzić pielęgniarki i położne na nową zmianę. I tylko słyszałam "zapowiada się cięcie na dziś" i relację jak postępuje moja akcja porodowa. Ok. 8:15 zawitali wszyscy trzej lekarze, położne i pielęgniarki z obchodem. Pytania: co boli, jak boli, jak się czuję i w ogóle. I tylko oglądali zapis KTG i kiwali głowami. Ok. 8:35 jakimś cudem przy pomocy ściany i położnej wylądowałam w pokoju lekarskim - samolocik i USG. Szyjka mocno skrócona, miękka, nadal brak rozwarcia. Wg USG za plecami dziecka brak płynu owodniowego, przy buzi i brzuszku bardzo mało. Dzidziul wstępnie waży ok. 2510g, jest zdrowy. Ale lekarze nie chcą ryzykować. Jeden pyta "czuje pani skurcze?" "nie. Bolą mnie tylko plecy i czuję że mi ktoś brzuch na kokardę zawiązuje". W końcu decyzja po naradzie - dziecko za małę, żeby dziś rodzić, należy poczekać jeszcze 3-4 dni. "no czy Pan oszalał? Z takim jebitnym bólem?" "wiem, że boli, że akcja porodowa w pełni. Dla nas za duże ryzyko, aby pani rodziła na miejscu. Możemy Panią karetką zawieźć do szpitala gdzie pani chce - do Leszna, do Wolsztyna albo Poznania. Tu chodzi o dobro dziecka" "nigdzie nie jadę, a tym bardziej do Leszna!!!! Rodzę tutaj i dzisiaj" na to drugi lekarz "nie ma co czekać, bo dziecko się męczy" więc ordynator zaproponował układ, że robią mi cesarkę wyłącznie na moją odpowiedzialność i jak coś będzie nie tak z małą to ją od razu wywożą do innego szpitala. Pamiętam dokładnie - 8:45 i ostateczna decyzja. Nie wiem jak, ale wróciłam na porodówkę, znów KTG, do tego kroplówki i masa papierów do wypełnienia. Położna pytała, ja odpowiadałam. W międzyczasie zadzwoniłam do mamy, żeby przyjechała i przywiozła mój bagaż porodowy. Potem miałam wszystko podpisać, ale nie byłam w stanie. Musieli mi długopis w ręce trzymać, bo ja już z bólu i zmęczenia nie dawałam rady. Pielęgniarka mnie zacewnikowała tak, że prawie z kopyta dostała. No i jeszcze źle. Drugi raz to samo, ale już nie poprawiła. Wrzeszczę do położnej, że jak sikam, to mi po nogach i nonono leci, a ona na to "to sikaj, salowa posprząta." Po chwili na porodówce była już moja mama. Kurcze nie poznałam jej. Nawet pogadać nie szło, bo albo mnie ataki bólu zwijały, albo ktoś z czymś tam. Anestezjolog się nieźle streścił i na odchodne rzucił "no to do zobaczenia na dole". O 9:55 mamę już wyprosili z porodówki, zdążyłam jej tylko powiedzieć, żeby zaczekali i poinformowali Piotra, a mnie przewieźli do windy i na blok operacyjny. Wjeżdżamy i co? Anestezjolog w samych spodniach się chichra. Sala operacyjna??? Cóż... Morze seledynowych kafelków, jakiejś aparaturki i Bóg jeden wie czego jeszcze. Na prawo stanowisko dla dziecka, na lewo przez otwarte drzwi widzę jak lekarze się przebierają do operacji. W nogach pielęgniarka z noworodków i pediatra. Pielęgniarka pyta dlaczego rodzę w piątym miesiącu, ktoś odpowiada, że ja mam tylko taki mały brzuszek, że to już 36 tydzień. Inna pyta o rozmiary igieł i ssaków dla dziecka- "jak najmniejsze, dziecko jest malutkie".10:00 No i się zaczęło. Położyli mnie nagusieńką na stole operacyjnym, przewrócili na prawy bok i wygięli w pałąk. Ktoś trzymał nogi, ktoś dociskał głowę do brzucha. Czuję, że mi czymś zimnym plecy smarują. Anestezjolog mówi "jak powiem, to proszę się nie ruszać i nie oddychać. Będę się wkłuwał w kręgosłup" no i to zrobił. Ukłucie jak ukąszenie komara. Drugiego już nie czułam. Położyli mnie na plecach i pytają czy czuję nogi. "jakie nogi?". Anestezjolog się tylko śmieje "to dobrze, że pani nie czuje". Lewą rękę wyciągnęli mi w bok jak do ukrzyżowania i przywiązali do czegoś tam. Popodłączali jakieś wenflony, rurki i coś tam coś tam. Prawą ciasno uwięzili wzdłuż tułowia. Na klacie jakieś czujki. Anestezjolog psika mi czymś na rękę i pyta "ciepłe czy zimne?" "zimne" potem psika gdzieś znowu i pyta "ciepłe czy zimne?" "nie czuję" "można ciąć". 10:11 Założył mi maseczkę na twarz i mnie zaczęli ciachać. śmiechu było co nie miara, bo jeden z lekarzy to Srilańczyk, więc go wszyscy wypytywali o rodzinne strony, czy na Cejlonie są słonie i takie tam. Po chwili słyszę "poczuje pani nacisk na brzuch i ciągnięcie, będziemy wyciągać dziecko". Wiedziałam, że mogę spojrzeć w górę i zobaczyć to w lampie, ale nie odważyłam się. 10:27 Po chwili słyszę jak mała wydaje jakiś dźwięk, a lekarz się nade mną nachyla i mówi "gratuluję, ma pani córeczkę". I się rozbeczałam. Anestezjolog od razu podał mi tlenik na chwilkę, pielęgniarka wytarła zapłakaną mordkę. Słyszałam, jak lekarz mówili, że "wcale taka mała nie jest, jak przypuszczaliśmy". Ktoś pyta o imię dla dziecka, położńa odpowiada "Tosia". Proszą mnie o spojrzenie w prawo "zobaczy pani córkę". Patrzę, a tam w odległości ok. 1,5 metra stoi pielęgniarka z moją siną, spuchniętą i zakrwawioną Tosią, która wrzeszczy aż miło. Patrzę jej między nogi i co? jajka!!! No ale nic, ryczę dalej szczęśliwa, że mała zdrowa. Jak już się uspokoiłam, to mi strasznie zimno było. Spojrzałam w górę i widziałam w lampie jak mi płuczą macicę, jak powoli wszystko zszywają. Zrobili mi też rozwarcie, którego nie miałam, i jak to tłumaczyli – kędyś musiało ze mnie wszystko wypłynąć. Po wszystkim przerzucili mnie na transporter, nakryli zielonym czymś tam i wróciłam na oddział, na salę poporodową. Tak się trzęsłam z zimna, że prawie im wypadłam w trakcie przenoszenia na łóżko. Nakryli mnie dwoma kocami termicznymi i dwoma zwykłymi. Pod tyłek podłożyli duży podkład. Dostałam jeszcze jakieś zastrzyki i po chwili pielęgniarka poprosiła moich gości, czyli mamę i brata. Była też sąsiadka, która przyszła w odwiedziny tu niespodzianka. No i ten wyczekiwany moment – przynieśli mi Tosię. Pobeczałam się ze wzruszenia. Dałam jej buziaka i powiedziałam „dzień dobry córeczko”, pogłaskałam ją palcem po buźce, a ona się rozpłakała. Moja kochana. W pierwszym momencie wydała mi się brzydka – taka sina, zapuchnięta, w mazi płodowej, z krwią na włoskach. Ale już po chwili była najpiękniejszym bobaskiem pod słońcem. Pielęgniarka podała mi wymiary małej po urodzeniu – 48cm długa, 2450gr ciężka, 10 w skali Apgar. Nie pamiętam o czym rozmawiałam z mamą. Naprawdę. Pamietam tylko, że sąsiadka płakała, mama też podejrzanie wilgotne oczy miała, bracholek jakoś dziwnie się kręcił po sali. Po kilku minutach Tosię zabrali na noworodkowy, mi jeszcze brat oddał komórkę, mama powiedziała, że Piotr już wszystko wie. No i pojechali, a mi kazali odpoczywać. A ja? Jak już mną nie trzęsło z zimna, to wysłałam masę smsów i zadzwoniłam do mojego P. Opowiadałam mu jaka jest Tosia – że cała ja, że taka maleńka, że ma długie czarne włoski, że choć cała ja to oczy, brwi i czoło ma po nim. A on beczał jak bóbr i zdziwiony, że to tak szybko poszło. Wszyscy wkoło każą mi odpoczywać. A ja nie chcę spać, chcę zobaczyć Tosię. Podłączają mi jakieś kroplówki, sprawdzają cewnik, dają jakiś zastrzyk i każą spać. A ja sobie leżę i dochodzę do siebie. Nie mogę uwierzyć, że to już, że nie bolało, że Tosia cała i zdrowa. Po jakimś czasie przychodzi położna podmyć mnie i zmienić podkład. Pielęgniarka przynosi małą i przystawia do piersi. A Tosia nie chce ssać. Jest tak mała, że pomimo prób i uporu pielęgniarki nie chwyta cyca. Po jakimś czasie przychodzi ordynator, mówi co i jak podczas operacji i żegna się na dziś. Na dyżurze zostaje mój ginek. Personel skacze koło mnie jakbym ze złota była. Lekarz zaniepokojony, bo w worku od cewnika pojawia się krew. Każe monitorować. Po wieczornym obchodzie jest już mocno zaniepokojony – coraz więcej krwi w moczu. W końcu mu mówię, że jak sikam, to mi po pośladkach cieknie, że mnie dwa razy cewnikowała pielęgniarka przed operacją. Woła położną i każe uszczelnić cewnik. Bez rezultatu. Dzwoni do ordynatora, że coś jest nie tak, że ciągle dużo krwi w moczu. Każe założyć nowy, większy cewnik. Położna już zaniepokojona robi co każą. Uf… Od razu lepiej… Wreszcie sikam do worka a nie pod siebie. Od razu kompleksowe mycie podwozia, wymiana podkładu. Proszę, żeby mi małą przynieśli na chwilę. Na szczęście córuś nie śpi, na chwilę mi ją położyli na brzuchu i pozwolili się podobranoczyć. Mi też kazali spać. Cholera, jak mi się nie chce. 21:30 dzwonię po pielęgniarkę… Serducho mi łopoce jak flaga na maszcie w Dzień Niepodległości, dusi za mostkiem. Od razu przybiega lekarz. Buch zastrzyk. Zero reakcji. Dzwoni po ordynatora. Po kilku minutach dwie doktorskie gębusie nachylają się nade mną i debatują. W końcu wzywają pielęgniarkę z Izby Przyjęć i proszą o EKG. A ta co? Wyrzuca cały sprzęt prosto na moją ranę. Ożesz w mordę… nonono jaki ból… Aż mnie zwijać zaczęło, a wrzaskiem to chyba pół miasta obudziłam. Położna zbladłą, pielegniarka zdębiała… W końcu położna mówi „pani miała cięcie”. Biedna pielęgniarka prawie padła na ziemię, przepraszała niemalże ze łzami w oczach. Jakoś robi mi to EKG. Słyszę, że za ścianą dzwonią po lekarza na konsultację. Po chwili na korytarzu zamieszanie, ktoś prosi o kartę pacjenta, robi dokładny wywiad – jakie leki, ile, dlaczego, przebieg operacji. Za chwilę stoi nade mną jakiś facet i mi serducho osłuchuje. Wynik? Zwalają wszystko na emocje i fenoterol przyjmowany w ciąży. Dostaję zastrzyk uspokajający i mam być pod obserwacją. Kilka minut przed północą ordynator zagląda do mnie, wydaje ostatnie polecenia i wychodzi do domu. A mój ginek jeszcze chwilę ze mną rozmawia i idzie do siebie. Pomimo, że nie śpię od 2:48, zasypiam kilka minut przed 1szą…
Eh… Fajny miałam ten dzionek. Łezka w oku się kręci momentami, czasem śmiać się chce. Ale nie żałuję niczego. I pamiętam… Bo ten dzień odmienił moje życie… Zostałam mamą…

Żem się napisała... A teraz idę się szybko wykąpać, bo za chwilę mój ulubiony film "Forrest Gump".

Dobranocki.

Awatar użytkownika
mika85
Beze mnie to forum nie istnieje!
Beze mnie to forum nie istnieje!
Posty: 1993
Rejestracja: 08 lip 2008, 21:48

23 sty 2009, 22:58

postaaaaaa mega dlugiego mi wcielo :ico_zly: :ico_zly: :ico_zly: :ico_zly:

[ Dodano: 2009-01-23, 22:00 ]
jutro napisze o swojim porodzie...malgoska nie trzeslas sie z zimna tylko to efekt znieczulenia duzo kobiet tak ma ja tez :-D

Awatar użytkownika
Sylwia.O.
4000 - letni staruszek
Posty: 4534
Rejestracja: 07 mar 2007, 21:17

24 sty 2009, 00:15

mika85 pisze:malgoska nie trzeslas sie z zimna tylko to efekt znieczulenia duzo kobiet tak ma ja tez
a ja po normalnym porodzie tez cala dygotałam z zimna :ico_noniewiem:

Małgośka ale fajnego posta napisalaś. Jak zaczełam czytać to uiadłam z cieplą kolacja ale jak skonczyłam to wszystko było zimne. A tak fajnie to napisalaś że normalnie nie maiałam czasu nawet na talerz spojrzeć :-) :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

[ Dodano: 2009-01-23, 23:17 ]
Ja nie będe swoich porodów opisywać bo kiepska ze mnie mówczyni. Z polaka miałam "3" tak więc nie będę was katowac :ico_oczko: Ja jestem typowy "umysl ścisły" :-D

[ Dodano: 2009-01-23, 23:18 ]
Małgośka a czemu Twojego P. nie bylo z Tobą w tym dniu. ja sobie nie wyobrażam jak bym miala sama rodzić bez oparcia w mężu :ico_olaboga:

Awatar użytkownika
Anuszka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 8743
Rejestracja: 14 sty 2008, 13:30

24 sty 2009, 08:54

dzien dobry :-)
Sylwia.O. pisze:a ja po normalnym porodzie tez cala dygotałam z zimna :ico_noniewiem:
ja też i to byly silne dreszcze, bo ja tak wlasnie reaguje na gorączkę. MIalam po porodzie przez dwie godziny 39 stopni.

malgoska, :ico_brawa_01: za swietnie opisany poród. :ico_brawa_01:

emilia7895
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 7551
Rejestracja: 14 maja 2007, 09:41

24 sty 2009, 09:38

dzieki dziewczyny :ico_oczko:
Malgoska fajny, dllllugi opis :ico_brawa_01:

a my dzis wyjezdzamy kolo 11, trzymajcie kciuki aby Marcys dobrze zniosl te dluga podroz
wrocimy jutro wieczorem, trzymajcie sie
papa

Awatar użytkownika
Anuszka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 8743
Rejestracja: 14 sty 2008, 13:30

24 sty 2009, 09:42

emilia7895, bawcie się dobrze, miłego weekednu!!! :-) :-) :-)

Awatar użytkownika
Sylwia.O.
4000 - letni staruszek
Posty: 4534
Rejestracja: 07 mar 2007, 21:17

24 sty 2009, 09:50

dziewczyny może pamietacie po ile kupowałyscie lóżeczka i materacyki :ico_noniewiem: :ico_noniewiem: mogły byscie mi powiedzieć bo muszę się wywiedzieć jak się krztaltuja ceny bo nie wiem jakie u siebie porobic żeby być konkurencyjną :ico_olaboga:

Awatar użytkownika
Anuszka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 8743
Rejestracja: 14 sty 2008, 13:30

24 sty 2009, 10:13

ja nie wiem, bo kupilismy prawie nowe ale uzywane od znajomych. Kupilam za 300 zł lozeczko z szuflada, materacem i dwoma kompletam poscieli. W ogole niezniszczone. A pewnie gdybym miala kupic w sklepie to bym za to dala z 500 lub 600 zł.

[ Dodano: 2009-01-24, 09:13 ]
http://www.gagu.pl/1,476,1474,%C5%82%C3 ... 20x60.html łózeczko mam prawie identyczne :-)

[ Dodano: 2009-01-24, 09:15 ]
Sylwia.O., Twoja Julcia jeszcze raczkuje? moj juz prawie w ogole. Chetnie chodzi, robi sobie calymi godzinami spacerki po calym mieszkaniu.

Ja jak patrzę a niego, to nie widze juz niemowlaka... tylko chłopczyka, ktory chyba za szybko rosnie... :ico_oczko: :ico_oczko: :ico_oczko:

Awatar użytkownika
Sylwia.O.
4000 - letni staruszek
Posty: 4534
Rejestracja: 07 mar 2007, 21:17

24 sty 2009, 11:09

Anuszka pisze:Sylwia.O., Twoja Julcia jeszcze raczkuje?
prawie wcale nie raczkuje jak gdzieś chce sie przemieścić to wstaje i idzie. Nie potrzebuje juz od dawna żadnej podpórki żeby wstać.

A czy jak takie lóżeczko było by za 340zł to drogo jak dla was? http://www.klups.pl/szablon.php?z=13&t= ... p=lozeczka

malgoska
Profesor Tik-takologii
Profesor Tik-takologii
Posty: 1756
Rejestracja: 25 sie 2007, 10:10

24 sty 2009, 12:02

doberek.

dziękuję za uznanie postu porodowego :ico_wstydzioch: :ico_wstydzioch: :ico_wstydzioch:

Sylwia, mojego P. nie mogło być przy mnie, ponieważ był w wojsku. 1 sierpnia go zabrali, a ja 3 robiłam test. lekarz potwierdził fasolkę 16 sierpnia. P. przyjeżdżał na przepustki, na poród wstępnie byliśmy umówieni 2 kwietnia. Tak się dogadaliśmy z lekarzem, że P. ma wtedy urlop. No ale Tosia miała inne plany. I tatuś nie był ani przy porodzie, ani zaraz po. Pierwszy raz zobaczył Tosię w dniu wypisu do domu. Nad ranem przyjechał z Helu, a już po 9ej był z moim bratem u nas w szpitalu. Wystraszony, zaskoczony. I nie wiedział jak własne dziecię na ręce wziąć i tylko powtarzał "jaka ona maleńka".

Co do łóżeczka to niestety Ci nie doradzę - my jedno mamy jeszcze po mnie, drugie dostaliśmy za symboliczną bombonierkę.

Emilko - szczęśliwej podróży.

My mieliśmy iść dzisiaj na wesele. I co? Siedzimy i weselimy się w domu :-D P. przemaluje jedną ścianę u nas w pokoju, bo wczoraj podniósł półkę wyżej. No i trzeba to odświeżyć.

Wróć do „Noworodki i niemowlęta”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość