Strona 1 z 2

Granice

: 04 cze 2007, 09:10
autor: dorotex83
Witajcie

W świetle tego co wydarzyło się w życiu najbliższej mi osoby, zastanawiam się jak daleko można się posunąć w krzywdzeniu (psychicznym) drugiej osoby??

Czy są jakies granice, które można ustalić sobie na początku związku i stwierdzic ze po ich przekroczeniu to nie ma sensu być z drugą osobą? ?

A co jeśli okazuje się że zbyt mocno się kocha, wierzy się w zmiane zachowania ukochanej osoby i nie jest sie w stanie zakończyć związku chociaż rozum podpowiada nam że ten związek nie ma szans i wyniszcza nas psychicznie??

Zdrada, niedotrzymywanie słowa, nadużywanie alkocholu - to są granice??
Dziewczyny ciekawa jestem Waszych opinii. A może któraś z Was była w sytuacji, w której partner Was, krótko móiwąc wykorzystywał, a Wy robiłyscie wszystko by było dobrze.

: 04 cze 2007, 17:09
autor: mal
W świetle tego co wydarzyło się w życiu najbliższej mi osoby, zastanawiam się jak daleko można się posunąć w krzywdzeniu (psychicznym) drugiej osoby??
chyab dtad az sama powie pas ,pytanie tylko kiedy to nastapi ...

: 05 cze 2007, 08:01
autor: Pozytywka
Nie wiem, wydaje mi sie,ze sa granice ktorych zaden szanujacy czlowiek nie przekroczy.Cos na zasadzie nie rob drugiemu co Tobie nie mile....Ja z P nie rozmawialam o tym,ze nie wybacze mu zdrady,ze nie bede miszkac pod jednym dachem z alkoholikiem czy damskim bokserem,a mimo to P doskonale wie gdzie sa granice mojej tolerancji i nie probuje tego w zaden sposob naciagac....

[ Dodano: 2007-06-05, 08:04 ]
A jesli ktos nagminie ranilby mnie,nie liczyl sie ze mna kazalabym mu zamknac drzwi od drugiej strony!Bo czym jest milosc jesli w caly zwiazek angazuje sie tylko jedna osoba??????Po co wogole na kogos takiego tracic czas????Kop w tylek i narazie.Mam juz podobne przejscie za soba ,ale to bylo juz dawno i nie prawda :ico_oczko:

[ Dodano: 2007-06-05, 08:10 ]
Zopomnialam dodac,ze jak najbardziej jestem za ustalaniem sobie granic zaraz na poczatku zwiazku bo potem jest juz raczej na to za pozno.Ja mialam to szczescie,ze u Nas te granice jakby wytyczly sie same i kady z Nas wie co Nam wolno ,a czego nie :ico_oczko:

: 05 cze 2007, 10:13
autor: dorotex83
Alka mamaGabi:) pisze:sa granice ktorych zaden szanujacy czlowiek nie przekroczy.


to samo powtarzam mojej siostrze (bo to ona znalazła sie w tak durnej sytuacji)
wywaliła już gościa za drzwi ale wczoraj się dowiedziałam że on nalegał na spotkanie i się zgodziła. Tylko nie wiem po co i dlaczego :ico_noniewiem: :ico_noniewiem:
Przecież jak raz się cos zrobi czego druga osoba nie akceptuje ale wybaczy to zdarzy się to ponownie. I tak było w ich przypadku i to nie raz.
Granice się wydłużają - tak jakby chciał sprawdzić na ile jeszcze w ich związku może sobie pozwolić. A pozwolił sobie już na dużo, jak dla mnie za dużo o wiele za dużo.

Można tak kochać?? By ciągle wierzyć że wszystko się zmieni, tym samym on się zmieni??
A co będzie jak na świecie pojawi się dziecko??
Ja rozumiem że ona go kocha ale wydaje mi sie ze już sie ogromnie rozczarowała tym związkiem. A najgorsze jest to że ja nie wiem czy powinnam jej powiedzieć żeby kopła gościa w nonono i poszukała kogoś kto naprawde bedzie ja kochał i pokazywał to. Bo jak do tej pory słyszy tylko puste słowa - przynajmniej mi sie tak wydaje.
Nie wiem czy powinnam sie wtrącać?? A jak po czasie usłyszę że to przeze mnie ona nie sjest teraz szczęśliwa. :ico_noniewiem: :ico_noniewiem:

: 05 cze 2007, 10:22
autor: lilo
Dla mnie taką granicą jest przemoc fizyczna - pierwszy raz to na pewno byłby też ostatni...

Co do reszty - można sie tu wymądrzać co bym zrobiła gdyby... że ja nigdy bym na to nie pozwoliła... itd. ale tak jest do momentu aż same nie znajdziemy się w takiej sytuacji... Wtedy okazuje się, że granice sie mogą przesuwać, zmieniać... A jak sie kocha - wierzy sie że się ułoży... Niektórzy żyją tą wiarą długo, niektórzy krócej...

Ja staram się pamiętać, że związek dwojga ludzi powinien przynosić im radość, wsparcie, siłę... Ale wiadomo, że są gorsze dni... I też nie można rezygnować od razu bo coś drugiej osobie nie wyszło... Ale jeśli związek to tylko cierpienie, wieczna niepewność i konieczność wybaczania - to nie warto sie męczyć... I lepiej to zakończyć zanim pojawią się dzieci...

Nie znam sytuacji Twojej siostry, nie wiem jak długo są razem, co takiego on zrobił, ale nawet gdybym wiedziała pewnie i tak bym nie potrafiła pomóc. Bo to co mi się wydaje oczywiste - dla niej może już takie nie być...

Uczucia to bardzo delikatna sprawa i rzadko kiedy potrafimy kierować się w nich rozsądkiem...

: 05 cze 2007, 10:45
autor: Pozytywka
dorotex83, czego nie powiesz,czego nie zrobisz,twoja siostra i tak sama dokona wyboru.
Kiedys wreszcie otworza jej sie oczy,przynajmniej taka mam nadzieje :ico_noniewiem:

[ Dodano: 2007-06-05, 10:46 ]
dorotex83 pisze:Można tak kochać?? By ciągle wierzyć że wszystko się zmieni, tym samym on się zmieni??
A co będzie jak na świecie pojawi się dziecko??

Mi sie wydaje,ze Ona kocha wyobrazenie o Nim,tzn to jaki byl kiedys :ico_noniewiem:

: 08 cze 2007, 17:06
autor: kasia1974
Moge powiedziec ze ja trwalam w takim chorym zwiazku z moim pierwszym mezem.To trwalo ok 15 lat i o te 15 za duzo.Nie jest latwo wyjsc z takiego zwiazku to jest tak jak nalog.Ale w moim przypadku gotowa bylam na zakonczenie dopiero gdy sama bylam juz zupelnie wobec niego obojetna.

: 08 cze 2007, 18:23
autor: dorotex83
Kasiu 15 lat to strasznie długo. Jak pomyśle o mojej siostrze to aż płakać mi się chce. Jego zachowanie wykańcza ja psychicznie i ten stres w jakimona żyje non stop jest okropny. Odkąd zamieszali razem to ona zrobiła sie patyk, schudła strasznie.
I teraz się dowiedziałam że przyjela przeprosiny i znowu są razem. Ale chyba nie to jest najgorsze - bo to że on zaczyna mieszać miedzy nami. :ico_placzek: :ico_placzek:

: 19 cze 2007, 10:00
autor: kasia1974
Ja wiem z wlasnego doswiadczenia ze nikt mnie nie przekonal ja wiedzialam lepiej,dopiero gdy miara sie przebrala to sama zrozumialam ze taki zwiazek nie ma i nigdy nie mial sensu.Odeszlam dopiero gdy bylam pewna ze nigdy nie wroce.Po prostu cos peklo a uczucie po prostu zgaslo.Dzis wiem ze nie mozna kochac kogos za nic.Tylko dzieci kocha sie za to ze sa.Wydaje mi sie ze poki sama nie zrozumia to nic nie poradzisz,co najwyzej sie poklocicie a to chyba nie ma sensu.Jeszcze mozna sprobowac zmienic jego.Ale czy to mozliwe to sama wiesz,ja go nie znam.

[ Dodano: 2007-06-19, 10:03 ]
I jeszce jedno ,to nie jest milosc tylko choroba.Milosc nie wyrzadza krzywdy.

: 19 lip 2007, 11:52
autor: zubelek
Każda z nas chce mieć w życiu dobrze,być kochana i szanowana i zależnie od tego ustalamy granice.Przedewszystkim trzeba mieć szacunek do siebie...Nie możemy pozwolić na poniżanie nas ....Jwśli ktoś to robi nie zasługuje na bycie z nami.Od miłości do nienawiści jeden krok.Trudno mi tu się mądżyć bo nie chcę nikogo zranić.Mój M nigdy mi nie powiedział czegoś przykrego,tak żeby mnie do łez doprowadził,nigdy mnie nie zdradził.Jego punktem honoru jest szczęście żony i dzieci i Bogu dziękujem za Niego!I Wam wszystkim życzę takiego mężczyzny.Ale rozumiem o czym piszecie,bo miałam raz kogoś kto mnie zdradzał,miałam raz kogoś kto mnie okłamywał...zawsze mocno kochałam ale i siebie szanowałam i odchodziłam bo życie z kimś takim nie wróży szczęścia a szczęście nasze to szczęście naszych dzieci.