Ja też zawsze mówię, że chciałabym być taką "mamą Muminka" - zawsze ciepłą, uśmiechniętą, wyrozumiałą i cierpliwą, czekającą z ciasteczkami na dziecko i jego przyjaciół
Ale to zależy od mojego dnia i od dnia Piotrusia. Ostatnio z moją cierpliwością całkiem dobrze, wiąże się to z tym, że poszłam do pracy. Mam dla Piotrusia dużo mniej czasu ale więcej cierpliwości, żeby tego czasu nie marnować. Na szczęście u mnie brak czasu i wieczne śpieszenie się nie podziałało w odwrotnym kierunku, a tak też czasem bywa... Tłumaczę, rozmawiam... Ale bywa tak, że mam wyjątkowo zły dzień i wtedy zdarza mi się krzyczeć... Bywa też tak, że Piotruś przechodzi swoje ciężkie dni i jest nieznośny przez kilka lub kilkanaście dni z rzędu... Nie da się z nim rozmawiać, rzuca wszystkim, łącznie ze swoim ciałkiem na ziemię i po paru takich dniach tracę cierpliwość...
Ale na pocieszenie dodam, że ostatnio czytałam w jakiejś "fachowej" gazecie, że wyrażanie emocji, właśnie tych negatywnych, przez rodziców wcale nie jest takim przestępstwem jak nam się wydaje. Dziecko uczy się że rodzic też człowiek i może się zdenerwować, choć wyraża to nieco inaczej niż tarzanie się po ziemi czy tupanie
Poza tym niezadowolenie rodzica jest dla dziecka karą której świadomość powstrzymuje go przez byciem niegrzecznym (oczywiście nie zawsze), a stoicki spokój i zawsze pogodna mina może dziecku sugerować, że może robić wszystko na co ma ochotę bo mama i tak będzie zadowolona