My mieszkamy sami, ale do obu "par rodzicielskich" mamy po 2 km (mieszkamy w jednym mieście). Ma to swoje dobre i złe strony. Moja mama wciąż uważa mnie za małą dziewczynkę. Razem z tatą lubią czasem wpadać niezapowiedzianie z ciepłym obiadkiem dla córuniu. Nie mówię, czasem taki obiad spada jak z nieba, gdy Miko ma gorszy dzień, a ja nie wiem w co ręce włożyć, ale czasem, chcę sobie po porannym karmieniu poleniuchować troszkę w łóżku, aż tu nagle o 8 rano... moja mama z pierogami
Za to zawsze mogę na nich liczyć, jeśli potrzebuję kogoś do opieki nad dzieckiem. Czy to muszę jechać na uczelnię, czy po prostu wyjść do kina z mężem.
Co do teściów. Mój drugi tato jest nieoceniony, jeśli chodzi o wizyty lekarskie - ma auto! I co więcej, zawsze kiedy potrzebuję gdzieś jechać z małym, to akurat nie ma nic do załatwienia i może nas zabrać. Moja teściowa jest kochaną osobą, zupełnym przeciwieństwem mojej mamy (nie chodzi o to, że moja mama nie jest kochana). Mam taką teorię, że ona tak bardzo boi się, żebym nie odczuła, że ona się wtrąca, że prawie wcale nas nie odzwiedza. Chyba, że uroczyście ją zaprosimy. Za to Miko 3/4 ciuchów i zabawek ma właśnie od niej.
Ostatnio często odwiedza mnie mój brat (chrzestny Mikiego) i podczas, gdy on go zabawia, ja mam czas coś zrobić w domu
Mój drugi brat nas nie odwiedza, bo boi się "zarazić dzieckiem"
Nie dziwię mu się, ma trochę ponad 19 lat
Siostra mojego męża nie odwiedzała nas nawet wtedy, jak nie było Mikołaja. Jest.. mhhh.. jakby to ująć - trochę aspołeczna.
Ogólnie rodzinkę mam spoko i nie zamieniłabym jej na żadną inną