W pewnej prywatnej klinice odbył się mój poród. Przebiegł bardzo szybko w miłej atmosferze, w towarzystwie męża, cioci i położnej. Ordynator jako jedyny lekarz na oddziale w tych godzinach zjawił się na sam moment przyjścia na świat mojego syna. Spytał tylko czy pękło lub było nacinane krocze (nic takiego nie miało miejsca, miałam tylko otarcia), kazał położnej założyć szwy, po czym wyszedł. Dziecko zabrali, mąż poszedł z synem, a ja z położną i pielęgniarką zostałyśmy same. Wtedy powiedziała mi, że otarcia są tak małe, że właściwie nawet nie musi mi zakładać szwów. Ale założyła dwa malutkie szewki...
Miałam wyjść po dwóch dobach do domu. Przyszła do mnie pielęgniarka i zapytała o moje szwy, na co odpowiedziałam, że miałam dwa malutkie, a ona "w takim razie nie będziemy oglądać krocza".
Po 6 tygodniach szczęśliwa pojechałam na wizytę- dbałam niesamowicie o te dwa szewki i byłam pewna, że lekarz powie, że już mogę się przytulić do męża (2miesiące przed porodem skończyliśmy się przytulać...) a ginekolog był mocno zdziwiony tym co zobaczył. ZASZYLI MI DZIURKĘ Nie mógł mnie zbadać, wyłam z bólu...
Powiedział, że widocznie chcieli za dobrze. Dał mi czopki znieczulające i kazał to rozciągać, bo zrobił się zrost.
Za każdym razem, gdy to dotknęłam wyłam z bólu...
Byłam na dwóch wizytach u innego gin, miałam mieć wykonany zabieg wycięcia lub rozcięcia, ale stanęło na niczym po drugiej wizycie.
Na leczenie się wydałam już ok 200 zł, a nadal nic się nie zmieniło.
Co mam zrobić? Domagać się odszkodowania? Siedzieć cicho? Mam dość tego Nie można mnie zbadać, nie mam dobrego wyjścia z pochwy (i co z higieną!), a co dopiero o myśleniu o przytulaniu... Jestem 11tygodni po porodzie.