a ja nie jestem samotną matką, ale tak się czuję
mój mąż w ogóle nie zajmuje się Mają, czasem nie poświęca jej nawet 2 minut dziennie...
mówi, że ciężko pracuje i że to dla nas, dla dziecka nie ma czasu ale żeby wyjść z kolega na piwo to ma, żeby pojechać ze znajomymi w pobliskie góry tez ma, tylko my jakoś nie bardzo się liczymy... Jakby mi ktoś rok temu powiedział, że tak będzie to bym nigdy nie uwierzyła... Jesteśmy ze sobą prawie 6 lat, po drodze 2 nieudane ustalone daty ślubu niestety ktoś przed każdą niespodziewanie umierał, najpierw jego ojciec później mój dziadziuś. O dzieciaczka staraliśmy się ponad 3 lata jak w końcu się udało byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. W ciąży czułam się tak bezpiecznie. Byłam pewna, że W będzie wspaniałym ojcem bo widziałam jak zajmował się dzieciakami swojej siostry. NIestety Maja się urodziła i zajmował się nią tylko kilka dni jak byliśmy u moich rodziców (teraz myślę, że to na pokaz) a później mu się znudziło. KIlka razy nawet podniósł na mnie rękę
tweirdzi, że to rola kobiety aby zajmować się dzieckiem. Teraz cały czas się tylko
MIeszkamy z jego matką, ona jest walnięta i w pewien sposób ze mną o niego rywalizuje i widze jak się cieszy, po każdej naszej kłótni. Coraz częściej zastanawiam się nad odejściem, ale on mówi, że ja nie pracuje i że jemu zostaną przyznane prawa rodzicielskie. Cały czas mnie szantażuje, że jak odejde to on sie zabije i takie tam. Po co w ogóle faceci na tym świecie? Już nie wierzę w wyjątki bo byłam pewna, że to mój jest takim wyjątkiem