no ja juz z mężem ostatecznie przedyskutowałam temat wspólnego porodu i stanęło na tym że pójdzie ze mną ALE jeśli w ostatniej fazie (jak będę się darła ) nie wytrzyma to poprostu wyjdzie na korytarz no i ja oczywiścvie się na to zgodziłam wiec tę kwestję mamy juz załatwione
magda ja mu tlumaczyłam jak to wszystko wygląda i mi najbardziej zależało żeby byl ze mną podczas tych wszystkich skurczy przy rozwieraniu macicy a przy samym parcue to juz moze uciec chociaż myślę tak jak ty że wtedy juz zostanie do końca bo widzę jak bardzo by już chciał mieć maleństwo przy sobie a jak mu opowiadam ze po badaniu dzidzię dają tatusiowi to jest zachwycony więc moze nie ucieknie
no cóż my też się boimy ale niestety nie możemy uciec więc niech się poświęcają i nie narzekają my tylko uzgodniliśmy że nikomu nie mówimy że będziemy razem rodzic bo wiemy że wszyscy by mu to odradzali wiec zostawimy to w tajemnicy
Właśnie, niech chociaż patrzą na nasze cierpienie! a co!!! skoro my musimy odwalić całą "czarną robotę" to niech stoją obok i patrzą. Może się nauczą jakiegos szacunku???
Mój mąż przeżył bardzo, ale nie poród, bo przy smaym porodzie go nie było,(nie zmuszałam go, mieliśmy tylko cały czas kontakt przez telefon)ale jak dostałam krwotoku po porodzie i mnie uśpili, żeby drugi raz zeszyć, to był przy mnie, strasznie to przeżył, ja nic nie czułam, ale opisywał mi, że podobno bardzo jęczałam przez sen.
Kasia to prawda nie mówicie nikomu, ludzkie gadanie jest najgorsze.
A mój to weteran, ma swoje dziecko dziesięciolatke, ale twierdzi, że ja go wliczam w ciąże i bardziej to przeżywa i jak wczoraj widział mój skaczący brzunio, mówił jak się doczekać malucha nie może i chce go wyścickać w tej chwili.
A i podobnojego to pielęgniarka zmusiła go do patrzenia w krocze!!!!!
Czy wy też zpominacie o wszystkim, bo ja to już z tym nie mogę wytrzymać, myśli uciekaja mi z prędkością światła. No i nie pamiętam co chciałam napisać dodatkowo. !!!!!!!!!!!!!!!!!!