03 cze 2007, 12:05
Hej
Ja zawsze mówiłam, że NIGDY ale to NIGDY w życiu nie wezmę do ust tabletki antykoncepcyjnej, ponieważ jest to sprzeczne z wyznawanymi przeze mnie i mojego męża zasadami. I przed zajściem w ciąże stosowałam NPR- z czego byliśmy bardzo dumni. Po porodzie na początku stosowaliśmy stosunek przerywany, potem prezerwatywy, ale nie bardzo nam to pasowało więc wróciłam do NPR, ale chyba z czystego lenistwa i wygodnictwa stało się to czego się obawiałam! ... teraz aż wstyd się przyznać- poszłam do ginekologa po tabletki Ceazette. Biorę je od niecałego miesiąca, od fizycznej strony czuję się ok, ale czuję wewnętrznie się z tym bardzo źle, jakbym zdradzała sama siebie, swoje poglądy i swoje wartości. Mój mąż był przeciwnikiem tego sposobu zabezpieczania się i jest nadal. Kiedy pokazałam mu tabletki, zaznaczył, że dopóki nie przestanę ich brać, nie będzie się ze mną kochał- i słowa dotrzymał. Przypomina mi, to czym żyliśmy przez całe czas w co wierzyliśmy oboje: że dzieci to dar, przez którym nie możemy się w ten sposób bronić, że trzeba uszanować to, że są pod naszym sercem i odkładać poczęcie na stosowny moment, ale nie w ten sposób sprzeciwiając się woli Stwórcy. Zawsze wierzyłam w mądrość Boga i jego plan podarowania życia. Jeśli On podaruje nam dzieciątko, które zamieszka pod moim sercem po raz kolejny trzeba je przyjąć, ale nie manipulować płodnością. Dlatego stosowaliśmy NPR i to było najlepsze. Nawet nie wiedziałam, że jest taki stanowczy i konsekwentny, jestem z niego dumna i zawsze mi powtarza, że mnie kocha, nie moje ciało i że powstrzyma się kiedy będą TE dni, w których może pojawić się dzidzia, a jeśli mimo to zajdę w ciąże, to będzie się cieszył razem ze mną.
Za każdym razem kiedy łykam kolejną tabletkę, czuję się coraz podlej ... I chyba wyrzucę je w cholere ...
Przepraszam, że swój wywód umieściłam tutaj, ale zaraz mi lżej na sercu!