06 cze 2007, 10:01
Kiedyś czytałam Wasz wątek, tak niedawno, zanim zaciążyłam...I bardzo Wam współczułam...
Dzisiaj zawitałam do Was, bo podzieliłam Wasz los. Straciłam swoją upragnioną ciąże. Wszystko było OK i nic nie zapowiadało tragedii.
25.05.2007 zaczełam plamić i trafiłam do szpitala. Nic mnie nie bolało.Zrobili mi usg i na ekranie zobaczyłam maleńki płodzik. U maleństwa nie biło serduszko.Od razu zlecili badanie bhcg. Usłyszałam diagnoze, która była dla mnie jak wyrok: poronienie zagrażające.
Dostałam leki podtrzymujace ciaze i miałam leżec 22 h/dobę. Wychodziłam tylko do toalety. Myslałam pozytywnie, naprawde walczyłam o te ciąże. Miałam ogromne wsparcie w Męzu i w Rodzicach i w dziewczynach z TT, z którymi mialam stały kontakt smsowy. One trzymały kciuki, modliły sie, słałay pozytywne fluidy. Dały mi mnóstwo siły.
Plamienie raz było, raz ustępowało. Bardzo bolało mnie podbrzusze i miałam skurcze.Beta wzrosla od ostatniego badania, ale bardzo malutko. Dla mnie to jednak było światełko w tuneli nadziei.Po kilku dniach wykonano ponownie usg - serduszko nadal nie biło. Porównałam wymiary płodu i okazało sie, ze przez blisko tydzien nie urósł nawet 1mm. Wiedziałam juz wtedy, że stało sie najgorsze. Ciąża była martwa.
Pewnej nocy obudził mnie okropny ból, czułam, ze to skurcz macicy. Po chwili ustał i od tamtej pory nic mnie juz nie bolało, kłucia i skurcze macicy ustały i plamienia tez. Na własna reke wykonałam sobie w laboratorium kolejne badanie beta. Beta spadła o 600 jednostek. Wykonano mi kolejne kontrolne usg i na ekranie nie zobaczyłam już płodu. Pozostał tylko spłaszczony, pusty pęcherzyk ciązowy. Płodzik albo sie wchłonął albo "wydałam go na świat". Musiałam tego nie poczuc, nie zauważyc...
4 czerwca wykonano mi zabieg...Od wczoraj jestem w domku...
Blisko 4 tygodnie chorowałam na angine ropną, dwa razy dostałam opryszczkę (wirus). Podejrzewamy z Mężem, ze to jest powód zakłoceń w rozwoju naszej ciązy. Naszemu maleństwu nigdy nie zabiło serduszko...
Przezylismy prawdziwy koszmar, to jest nasza zyciowa tragedia...Rozpaczalismy, płakalismy, pytalismy dlaczego?
W chwili obecnej probujemy zapomniec o tym, co nas spotkało. O malince nigdy nie zapomnimy, ale tych strasznych 11 dni pamietac nie chcemy...
Myslimy bardzo pozytywnie i nie mozemy doczekac sie chwili, gdy odstaniemy zielone światełko na staranka...