Muszę wan napisać jakie nieszczęście by się mi dziś przydarzało ... Jutro mam egzamin z psychologi ale nie miałam głowy no nauki ani tym bardziej o myśleniu o szkole ze zmęczenia i wszystkiego co związane z dzieckiem. Wczoraj na wieczór zapomniałam podać Wojtusiowi kropelek na koleczki więc mały płakał i prężył się całą noc, ja byłam padnięta po kilku nieprzespanych nocach z rzędu - mimo to postanowiłam skorzystać z okazji, że maluch zasnął w końcu o 5 nad ranem- i usiąść do książek, żeby przynajmniej na zaliczenie zdać. No więc postanowiłam strzelić sobie kawunie na obudzenie, poszłam do kuchni, postawiłam wodę w czajniku i zasiadłam do książek w sąsiednim pokoju. Niestety zmęczenie dało o sobie znać i zasnęłam nad książkami. Z twardego snu wyrwał mnie krzyk mojej mamy- otworzyłam oczy i mnie zatkało z wrażenia ... ... Nie mogłam oddychać, całe mieszkanie w żrącym gardło i nos dymie, smród, że aż oczy szczypało... Głowa mnie bolała ale jakoś oprzytomniałam, że Wojtuś jest w sypialni i wstaje a tu robi mi się słabo ... ... Na szczęście mama wyniosła maluszka szybko do siebie i nic mu się nie stało ... A o mało byśmy się nie zaczadzili ... Moja mama tak mnie opieprzyła (sorki za słowo), tak się na mnie wkurzyła, owrzeszczała, że aż sie popłakałam... Ale miała rację ... Tak się zdenerwowałam, że o mało nie zrobiłam krzywdy synkowi, że płakałam i trzęsłam się jak galareta dosłownie ... Gdyby nie moja mama ... Aż strach pomyśleć ...
Czajnik do czerwoności był rozgrzany, spalony na max ...
Ze zdenerwowania nie umiem nic, pojadę tylko żeby być na uczelni- poprawka będzie a poza tym i to jest najgorsze, przystawiłam małego do piersi taka niestrzęsiona i mały marudzi i płacze i cały się trzęsie ... Wiem, że to wyssał ten strach z mleczkiem ... O ja głupa baba ... Biedny dzidzi!
Ale dobrze, że wszystko się ok skończyło! Jesteśmy cali i zdrowi!