witajcie
wreszcie mam wolną chwilkę
niestety Tadziu jest kompletnie inny niż Wiki i chyba zajmie nam trochę więcej czasu wzajemne dogranie się
z Tadziem na razie niczego nie można przewidzieć, ani zaplanować
ale do rzeczy... jak to się zaczęło...
w poniedziałek po wizycie u gina spokojnie poszłam sobie do pracy, ale już przeczuwałam, że może to być ten dzień, bo Tadziu dosyć niespokojnie w brzuszku się kręcił, a i cały czas brzuszek mi się stawiał, ale nic...
pojechałam na zakupy firmowe z moim tatą i niestety zeszło nam dłużej niż myślałam i już o 15 w sklepie poczułam pierwsze skurcze, a że były połączone z bólami w krzyżu, więc już wiedziałam, że to to, bo tak było przy Wiki
no ale skończyliśmy sobie spokojnie zakupy i pojechaliśmy na obiadek, bo stwierdziłam, że na głodnego na porodówkę to na pewno nie pojadę
śmiałam się na stołówce, że jak we wtorek mnie nie będzie na obiedzie to znaczy, że już urodziłam
po obiadku zadzwoniłam do mężusia, żeby już wyszedł z pracy i że zabieram go ze sobą autkiem do domku bo chyba jednak dziś ten dzień
na szczęście sam prowadził, bo mnie już się za bardzo nie chciało
w każdym razie zajechaliśmy do domku, mój menżo wciął obiadek a ja w międzyczasie pakowałam torbę, tzn. część rzeczy miałam już wyjęte i przygotowane, ale trzeba było wszystko upchać w torbę i resztę dopakować, załatwiłam wydłużoną opiekę do Wiki
potem zadzwoniłam do gina z pytankiem czy mam się wybrać do szpitala bo skurcze mam co 8 min. trwające 40sec. na co stwierdził, że tak, bo dobrze się składa i jest na dyżurze
więc spokojnie wzięłam sobie prysznic i wyruszyliśmy w drogę
korki były niesamowite i choć jechaliśmy objazdami to jednak zajęło nam to z 40min.
w każdym razie mój gin tylko mnie zbadał i stwierdził, że mnie przyjmuje w przyspieszonym tempie bo mam 6cm rozwarcia, śmiał się że lada moment mogłam urodzić w samochodzie
oczywiście położna nie przychodziła, więc gadałam sobie z moim i czytaliśmy gazety, potem przyszła jakaś pielęgniarka z zapytaniem co robimy, a ja jej, że od pół godziny w przyspieszonym tempie jesteśmy przyjmowani do porodu - na co ona, że doktor nic nie mówił, ale mnie to bynajmniej bawiło
w każdym razie przyszła za moment położna i spisała wszystko
poszliśmy sobie na salę do porodów w wodzie
przyszła bardzo fajna położna Ania-w moim wieku i podłączyła mnie do KTG, miałam już 8cm rozwarcia
ja ogólnie byłam w świetnym nastroju i ze wszystkimi sobie żartowałam
Ania była zszokowana, bo do tej pory - tak twierdziła - nie miała jeszcze pacjentki z takim podejściem
zresztą cały poród był bardzo wesoły i na luzie, dopiero szycie osłabiło na chwilę mój entuzjazm
po KTG wylądowałam z wannie z cieplutką wodą i relaksowałam się do momentu aż mogłam przeć, niestety lub stety miałam skurcze przez cały czas co 4 minuty do końca porodu (pomimo zwiększania dawki oksytocyny) i musieliśmy czekać żeby przeć, choć to było fajnie, bo mogłam sobie odpoczywać między parciem, ale z drugiej strony przedłużało się rodzenie bo trzeba było chwilę czekać na następny skurcz (przy Wiki był skurcz na skurczu, więc zupełnie inaczej)
ale Ania powiedziała, że właśnie przez to pękłam bardzo delikatnie i mam tylko 4 szwy, więc mogę spokojnie siedzieć i nic mnie nie boli
jak urodziłam to zrobiło się straszne zamieszanie, bo równocześnie rodziły jeszcze 2 kobiety i właśnie miała być cesarka, więc mój lekarz biegiem leciał, dziecko nam zabrali zanim zważyli, bo pediatra musiał lecieć i czekaliśmy przeszło godzinę na Tadzia nie wiedząc co z nim, poza tym że wszystko OK, no ale nie znalismy wagi, wzrostu no nic, wiec czekaliśmy z SMSami, potem przyszedł lekarz i powiedział, że 53cm i chyba 3030g, więc tak poszło w świat, a ja na drugi dzień w karcie dopiero wyczytałam, ze 3000g
zaraz skończę, bo muszę na chwilę lecieć...