13 lis 2007, 20:23
tak czytam i myślę i widzę jakąś nadzieję. chyba nie tylko mnie ta 'dzidzia' zaskoczyła.
za dwa tygodnie miałam wziąć ślub. mój narzeczony zostawił mnie na dwa miesiące przed. już zdążyłam się z tym pogodzić. szczerze mówiąc, to znajomi mówili że nie widać po mnie że coś się dzieje w moim życiu, mimo tego że kochałam i byłam pewna.
na tym jednak się nie skończyło, a miało.
po dwóch tygodniach od oficjalnego zerwania(ach, jak to brzmi), w drzwiach stanął mój niedoszły wybranek.
był seks, od samego początku wiedziałam że to tylko raz. nie było już nic. zero emocji, tego co było dawniej. tylko i wyłącznie seks, zaspokojenie ciała.
i pech. chyba pech. na razie pech.
miał to być ostatni raz, a może i nie ostatni, taka przysługa po kilku wspólnych latach. i stało się za 8 miesięcy będę mamą. taty nie ma.
nie wiem co myśleć. zdaję sobie sprawę że tu będzie cierpiało moje dziecko, a nie ja. facetów są miliony, problemu ze znalezieniem nie będzie, tylko co powiem dziecku jak zapyta kiedyś 'mamo, a gdzie jest tata?' może to odległe, ale właśnie to mnie martwi.
no i jednak, ale też to 'nie pić, nie palić, nie przemęczać się etc'. a bez tego wszystkiego ciężko mi będzie. już tak sobie życie ułożyłam, a tu takie 'małe coś'.
niemniej jednak chyba powoli zaczynam się cieszyć że coś tam we mnie rośnie. zaczyna się życie.