Tak jak obiecałam to piszę
:
A więc było to tak. Był rok 2002 miesiąc luty. Ja miałam faceta od ponad roku. Ale poszłam sobie do kawiarenki internetowej. A że ze mnie był zboczuszek(zresztą jest nadal
) to włączyłam czat weszłam na temat seks i zaczęłam świntuszyć z facetem o niku TTOM25. No i tak dobrą godzinkę świntuszyliśmy. Pod koniec rozmowy mięliśmy się umówić na kolejne czatowanko. I od zdania do zdania okazało się że jesteśmy z tej samej miejscowości i co najzabawniejsze klikaliśmy ze sobą z tej samej kawiarenki tylko z dwóch innych pomieszczeń
No więc wyszliśmy razem i poszliśmy na piwko
. Zapomniałam o Bożym świecie. Okazało się że osoba z którą pisałam to facet który podoba mi się od 6 lat. Pierwszy raz go zobaczyłam jak byłam na spotkaniu AMWAY. Spodobał mi się ale wiedziałam że nie mam szans bo był sporo starszy odemnie a po drugie nosił obrączkę wtedy. No więc po piwku odprowadził mnie do domu. Zaczęliśmy się spotykać. Ja dalej byłam ze swoim facetem bo myślałam że będzie to tylko przelotny romans (był już rozwodnikiem dla jasności za żonatych się nie biorę) no więc spotykaliśmy sie i Kochaliśmy jak dwa szaleńcy
No ale co dobre szybko się kończy. W marcu wyjechałam do Niemiec bo wujek zaproponował mi pracę. Po tygodniu dostałam sms-ka od Artura że on właśnie wylądował we Francji. Zaczęliśmy sms-ować. Zaprosił mnie do Francji ale odmówiłam. Bałam się tam jechać chociaż nie wiem czemu. Może dlatego że w Niemczech miałam dobrze płatną pracę
Nie mam pojęcia. No więc kontakt mięliśmy tylko telefoniczny. Ja jeździłam do Polski co trzy miesiące na tydzień. Spotykałam się nadal z T. Po ostatnim wyjeździe do Polski stwierdziłam że nie wiem kiedy teraz tam się wybiorę. We wrześniu zadzwonił A powiedział że dostał propozycję pracy w Niemczech
A więc właśnie szykuje się do wyjazdu. Najgorsze było to że ja byłam na południu Niemiec a on miał mieszkać i pracować w Berlinie. No cóż tańsze rozmowy przynajmniej były i bardzo długo rozmawialiśmy przez telefon. W październiku zdecydowałam jechać do niego. A więc 12 października wyruszyłam w podróż przez całe Niemcy. Podróż była męcząca. Jechałam pociągami 10 godzin. Ale wynagrodzona na końcu jak znalazłam się w ramionach A. I tak zaczęło się nasze wspólne życie. Zamieszkaliśmy razem. Ja w przerwie świąteczno noworocznej pojechałam do Polski zerwałam z T. W 2004 roku zjechaliśmy do Polski bo A złapali na pracy i zaczęły się problemy. Wynajęliśmy mieszkanie bo chcięliśmy nadal mieszkać razem. Zaręczyliśmy się 30 kwietnia 2005 roku w moje urodziny. A ślub wzięliśmy 16 listopada 2005. Ślub był skromny. Na 20 osób. Małe przyjęcie. Tylko cywilny gdyż mój mężulec jest rozwodnikiem i Kościelnego nie dostaniemy
No ale tak bardzo do szczęścia mi nie potrzeby. Ważne że się kochamy a dowodem na to jest maleństwo które właśnie noszę pod serduszkiem. W końcu po 18 miesiącach się udało jesteśmy tacy szczęśliwi a równocześnie zaskoczeni bardzo miło. Także w kwietniu jak wszystko będzie ok to zostaniemy rodzicami
A więc koniec mojej nudnej wypowiedzi
Mam nadzieję że nie zanudziłam
A co do kolejnego tematu to my nie mamy szczęśliwych cyfr ani żadnych talizmanów.