Rybko my mieszkamy ze sobą odkąd się znamy, to taka miłość z akademika. Zanim jeszcze byliśmy parą często litowałam się nad studenciną z politechniki i gototowałam mu albo robiłam jakieś kanapki jak siedzieli po nocach. Potem tak jakoś wyszło że te obiadki były codziennie albo szliśmy gdzieś na miasto zjeść i ani się obejrzałam jak u mnie w pokoju zaczęło przybywać męskich rzeczy
Z łezką w oku wspominam tamte czasy. Najlepszy był "bar u zygmunta" za 10zł można był zjeść rewelacyjny obiad domowy. Po jakimś czasie kobieta która to wydawała widząc nas zawsze ładowała podwójną porcję. "bo wy tacy mizerni jesteście" (ja wtedy ważyłam całe 44kg a Mariusz ok 53).