Naszym głownym celem jest teraz wykonanie badań i znalezienie przyczyny. Jesli ja znajdziemy bedzie wspaniale (bez względu na to czy bedzie "błahostką" do wyleczenia czy tez taka rzeczą, która przekresli nam szanse na bycie rodzicami własnego dziecka). Ja musze wiedziec co sie stało, dlaczego nasze dzieci umarły. I choćbym miała usłyszec najgorsza z prawd, to wole miec tę swiadomosc, ze naparwde nic juz nie da sie zrobic. Nie mogę zajść w kolejną ciąże po to tylko, by ją znów utracić, by kolejne nasze Dzieciątko odeszło i stało sie ANiołkiem. Przeciez to nie ma najmniejszego sensu... Nie moge tak "na slepo" decydowac sie na to, co przyniesie los i ryzykować utratą trzeciej Gwiazdeczki.
Nilem tak szczerze to nie czuje sie ani silna ani dzielna. Cierpie okropnie. I wiem tez, ze cierpi mój cudowny Mężulek i moja droga Mamusia i Tata i Siostrunia (jest w 29 tc, miałysmy razem rodzic, gdy byłam w ciązy z Malinką). Wiem, ze mój widok sprawia im ból. Ale ja musze teraz rozpaczac, opłakiwac nasze dzieci, chce sie zamknąc w domku, nie spotykac sie z ludzmi, nie musiec im nic tłumaczyc. I wcale nie chce zapomniec o tym, co było.Nie mam jeszcze sił, by myslec naprzód, by nie ogladac sie za siebie. Wciaz mysle, analizuje, gdybam. Moze nawet tez szukam winy w sobie
I zastanawiam sie czy wsyztsko robiłam, jak nalezy. Co sie stało, ze mną, ze nasze Malenstwo nie mogło rozwijac sie prawdiłowo w najbezpieczniejszym dla niego miejscu, w mojej macicy. To miało byc bezpieczne schronienie dla niego na te 9 miesiecy.
...