zastanawiam sie poważnie nad rozwodem...
naprawde.
wytuacja od dłuższego czasu była beznadziejna a dziecko potwierdziło moje przypuszczenia...
Mój mąż nadal żyje sboie jakby nie miał dziecka. Po prostu ma mnie i Małego głeboko w d...
Nie spedza wspólnie czasu, nie interesuje sie, na spacerze za mną był raz, u lekarza ani razu, weekendy spędza sobie sam = bo mu sie z dzieckiem nudzi...
Właśnie gdzieś sobie pojechał...
Na moją radość że udało mi sie załatwić dla Bułki basen w niedziele o 16 był żły bo "cały dzień mu to rozwali"... = fakt nie bedzie mógł siedzieć przed TV i pierdzieć w fotel...
Na moją prośbę by sie zajął Bułką raz w tygodniu przez godzinę słyszy "zawieź go do matki"...
Bułka dużo czasu spędza z moją mamą = codziennie 2 do 4 godzin sam = wiec nie chce jej jeszcze obciążać w weekend zwłaszcza, że mój ojciec jest alkoholikiem i wymaga kontroli bo cały czas gdzieś pochlewa i trzeba go pilnować...
Mój mąż nie widzi problemu jak wychodzi o 7-8 rano a wraca o 21... codziennie...
W weekend musi wszak odpocząć wiec wychodzi na cały dzień bo taka Bułka przeszkadza przecież bardzo w odpoczynku....
Z innej beki, 14 list. kończy mi sie macieżyński, mam 36 dni urlopu = opękam więc do stycznia.
Pracy = a raczej odzewu nadal brak.
Mysle co dalej, bo nie sadze bym w Pozku pracę znalazła - skoro nie znalazłam przez 4 lata...
Zastanawiam sie nad Wawką, ale sama z dzieckiem byłoby bardzo ciężko, zwłaszcza, że w Wawce nie pracuje sie od 8 do 16 ale raczej od 8-9 do 20-21...
Tyle mi sie kłębi po głowie... i nie wiem co robić