Cześć Mamusie! :)
Dziękuję bardzo za gratulację. Właśnie mam chwilkę czasu to opiszę co nieco, a fotki wkleje jak tylko mąż mi je zrzuci na komputer :)
No więc już w czwartek od północy zaczęłam mieć bóle brzucha i krzyżowe. Podobne już mi się wczesniej zdarzaly wiec wcale nie spodziewalam sie ze to juz zacznie sie porod. Niestety od polnocy do rana w ogole nic nie przespelam, po troszku lezalam, potem ukladalam pasjansa na komputerze i tak sie meczylam do rana. Mialam juz takie sytuacje wczesniej, że zaczynalo mnie cos bolec a po kilku godzinach przechodzilo, wiec nie chcialam panikowac. Zreszta wydawalo mi sie, że to jeszcze nie sa na tyle regularne skurcze zeby jechac do szpitala.
Pomyslalam sobie, ze poczekam do rana i zobacze, jak cos to pojade do kliniki sie chociaz zbadac. Ok 9 pojechalam do kliniki, nie bralam nawet torby, bo juz raz mialam taka sytuacje, że bolalo mnie, pojechalam i okazalo sie, że to zaden porod :)
Wiec nie chcialam panikowac. Jednak lekarz mnie zbadal i powiedzial, że zostaje i bede rodzić :) Pozwolil mi pojechac do domu po rzeczy i wrocic. Po 10 przyjeli mnie na oddzial, dostalam smieszna koszulke do porodu, a maz takie specjalne ubranko. Podlaczyli mi kroplowke naskurczowa i mialam sobie chodzic po korytarzu. Wczesniej oczywiscie robili KTG i sprawdzali rozwarcie, bylo na 3 palce. No i tak sobie dosc dlugo chodzilam z mezem. I musze przyznac, ze spodziewalam sie ze bedzie bardziej bolec. W sumie to nie bylo tak zle. Po jakims czasie lekarz wzial mnie do badania, przebil pecherz plodowy i zaczely leciec wody. To badanko z przebijaniem pecherza i jakimis manipulacjami bylo chyba najgorsza chwila :) Potem dalej chodzilam az do rozwarcia na 5, przy takim rozwarciu podali mi znieczulenie. W sumie szczerze mowiac do tego momentu mnie az tak strasssznie nie bolalo, żebym juz nie mogla wytrzymac. ale dostalam znieczulenie. Po znieczuleniu super, zero bolu. Nogi torszke byly dziwne, ale dalej chodzilam z mezem po korytarzu. Troche to trwalo, potem podali mi druga dawke znieczulenia, rozwarcie bylo na 8-9 palcow. I z ta druga dawka juz nie mialam sily chodzic wiec polezalam w takiej specjalnej pozycji, jaka zalecil mi lekarz, zeby glowka zeszla. Doktorek mnie zapewnil, ze do 2 godzin urodze, wiec zaczelam sie troszke cieszyc, bo byla juz prawie 18. Kobitka ktora byla przyjeta rowno ze mna, urodzila jakies 2 godziny wczesniejm, a ja dalej nic. Niestety zadne bole parte nie przychodzily
Po pewnym czasie doktor mnie zbadal, rozwarcie dalej bylo na tym samym etapie, glowka nie schodzila i w koncu stwierdzil, że ja normalnie nie urodze, bo glowka nie chce zejsc i zrobia mi cesarke. Wiadomosc mnie zaszokowala i po prostu sie poplakalam. Potem juz wszystko szybko poszlo. Zabrali mnie na sale, maz mogl obserwowac zza oszklonych drzwi przebieg operacji. Ja nie bardzo kumalam co ze mna robią, ale jakies pol godzinki pozniej jeszcze jak lezalam na stole przyniesli mi synka i przylozyli do policzka. Niestety nie moglam go dotknac bo rece mialam na boki rozlozone i cos bylo do nich podopinane :) No i tak to bylo. Dobrze, ze juz po :) Po cieciu dopadla mnie taka mala depresyjka, że nie udalo sie urodzic normalnie. Najgorzej bylo na drugi dzien jak nie moglam sie ruszyc z lozka, a kobitka z lozka obok po normalnym porodzie mogla wstac i zajac sie dzieciaczkiem.
No, ale cale szczescie juz po wszystkim, zostala tylko pamietka w postaci rany na brzuszku.
Mam nadzieje, ze jutro uda mi sie wkleic fotki :)
Milego wieczorku.