witam się dziś ponownie
Alicja zasnęła, sprzątanie prawie kończę, więc może trochę Wam się pożalę. W zeszłą sobotę pojechałam sobie z małą do rodziców. Posiedziałam tam do piątku. Było super. Odpoczęłam jak nigdy, zaliczyłam fryzjera (nawet dwukrotnie). Kupiłam Alicji śliczną sukienkę i rewelacyjne rajstopki (jak tylko pozrzucam zdjęcia to się Wam pochwalę). W piątek niestety musieliśmy wracać do Wrocławia, bo w sobotę miałam zajęcia. W czwartek wieczorem dzwoni do nas teściowa z pytaniem o której będziemy u nich w sobotę, bo jej siostra obchodzi 35lecie ślubu. Była wielce zdziwiona że ja na uczelnię idę ("przecież ta impreza jest ważniejsza"). W sobotę od rana dzwoniła kilka razy do męża czy już wyjechaliśmy i żebyśmy nie zapomnieli o prezencie. Musiałam urwać się z dwóch zajęć, bo inaczej nie zdążylibyśmy. W drodze ze szkoły do domu musiałam kupić jeszcze prezent (Mariusz opiekował się Alicją). Kupiłam dwa kubki, herbatę, cukier trzcinowy i zaparzaczkę. Z domu wyjechaliśmy ok 16. W tym czasie teściowie dzwonili do nas dlaczego jeszcze nas nie ma

powiedziałam że nie pojedziemy do domu, tylko od razu na imprezkę. Z bólem się zgodzili. Na miejscu było wszystko prawie ok. Szwagierka stwierdziła że kupiliśmy bezsensowny prezent (ona kupiła zmianę pościeli), teściowa suszyła mi głowę o karmienie piersią(Ala już jest na tyle duża że nie potrzebuje już wogóle mojego mleka (karmię piersią tylko 4 razy, 2rano i2wieczorem)). Potem było wielkie halo że chcemy wyjść o 21 (nie gospodarze mieli pretensje tylko teściowie i szwagierka). W niedzielę chcieliśmy jak najszybciej wyjechać do wrocławia. Wiadomo koniec długiego weekendu. Udało nam się o 16. Oczywiście z pretensjami szwagierki że ona nie zdążyła się spakować a potem że nie może włożyć swojego bagażu do bagażnika (znajdował sie tam wózek i nasze torby).
W domu szwagierka stwierdziła że jest bardzo zmęczona (nie wiem czym, bo przez całą niedzielę nic nie robiła, a z piżamy przebrała się tuż przed naszym wyjazdem), wykąpała się i poszła spać. Była tak zmęczona że nie była w stanie spuścić po sobie wody w kibelku i wyjąć korek w wannie.
Rano w kuchni powitał mnie bałagan, bo szwagierka w nocy zgłodniała ale nie chciało jej się po sobie sprzątać..........