Na starym forum opisałam kiedyś historię naszej znajomości.
Ale przytoczę jeszcze raz, a niech tam
Maua miała lat niespełna 21. Była na drugim roku studiów. Leczyła swoje smutki po śmierci Taty. Leczyła swoją psyche po rozstaniu z X. w ramionach XX. (który to związek na szczęście obydwoje traktowali nie do końca poważnie ... toteż nie wynikł z tego żaden większy klops). Trochę była pogubiona w życiu. Nie miała planów na przyszłość. Nie ufała. Zamknęła się w sobie. Zamknęła się w świecie komputera, wirtualnych znajomości.
On miał lat niespełna 30. Trochę nakićkane w życiu. Toksyczny związek. Brak stabilizacji. Zamknięty w sobie. Jego świat to głównie wirtualna rzeczywistość.
I tak oto w tej wirtualnej rzeczywistości, za pomocą komunikatora zwanego IRCem, Ona i On się odnaleźli.
Bardzo dobrze im się rozmawiało. Mimo różnicy wieku, mimo wielu różnic generalnie, bardzo dobrze się rozumieli. Coraz więcej czasu spędzali na pogawędkach. W końcu zaczęli myśleć o spotkaniu. Wirtualność przestała wystarczać po prostu.
Pierwsze zaplanowane spotkanie nie doszło jednak do skutku. Bo tak. Bo wystąpiły przyczyny obiektywne. Bo tak to w życiu czasem bywa.
Obydwoje jednak czuli, że tak się to nie może skończyć. Umówili się po raz drugi.
I tak oto 21. kwietnia 2001r. o godzinie 18:00 zetknęli się oko w oko.
Była to znajomość bardzo ostrożna. Obydwoje zaplątani w inne związki.
Szybko jednak poczuli, że cały świat poza nimi dwojgiem jest mało ważny, że to, co toczy się poza ich związkiem, to namiastka prawdziwego życia. Że już nie chcą inaczej. Porozplątywali wszystkie więzy. Byli już tylko dla siebie.
Niedługo minie 6lat od tamtej chwili. Niedługo minie rok od naszego ślubu. Niedługo nasza Córeczka skończy 5 miesiący.