ja poznałam mojego K. przez internet
pewnego dnia końcem grudnia 2005 roku - mając już wyraźnie dość kogoś kto był wyjątkowy w moim życiu, ale miał kompleks niższości (bo ja wyższa od niego jestem) - wdepnęłam na serwis randkowy, zarejestrowałam się i chcąc zrobić komuś na złość a sobie przyjemność ubrania butów na obcasie wyszukałam w najbliższej okolicy mężczyzn powyżej 190 cm:-), wysłałam chyba z 10 zaproszeń na kawę i następnego dnia odezwało się kilku, ale od pierwszej wymiany wiadomości z K. pisało mi się najlepiej. Spotkaliśmy się dwa tygodnie później, on zaskoczył mnie bukietem kwiatów na "dzień dobry", był szarmancki, troszkę onieśmielony moim szaleństwem, bardzo dobrze nam się rozmawiało. Sam się wprosił do mnie na kolejny weekend
(nie żebym się jakoś specjalnie broniła
) i tak spotykaliśmy się przed 8 miesięcy w każdy weekend i wolne inne dni, bo on pracował 260 km od mojego miejsca zamieszkania. Ja rosłam w miłości, mój syn zakochał się w nim chyba tak szybko jak ja i zaczęło nam być razem tak dobrze, jak nigdy nawet nie marzyłam, że mogłoby być... i zamieszkaliśmy razem... potem jednak po kilku miesiącach zdecydowaliśmy się na to, że K. wyjedzie za granicę i jak tylko warunki na to pozwolą to my dołączymy do niego. Czekaliśmy na to ponad rok, ale teraz wiem, że było warto przetrwać:-) Kiedy przyjechał 23 grudnia 2007 roku, żeby nas przed końcem roku zabrać tu, gdzie jesteśmy teraz - od razu wparował do domu z bukietem czerwonych róż i malutkim pudełkiem, klęknął, poprosił o rękę... i co miałam zrobić??
zgodziłam się, bo choć ciężko mi do końca zaufać mężczyźnie ze względu na poprzednie związki - to marzyłam o chwili, kiedy K. będzie chciał mnie za żonę... i będzie miał, planujemy ślub na przyszły rok (maj - Dzień Zwycięstwa
), ale na razie intensywnie staramy się o drugie dziecko