Hej
Nikt tu dzisiaj nie zajrzał??? To chyba dlatego, że miałam imieniny i nikt nie chciał mi życzeń złożyć
Wybaczam i szybko opiszę poród skoro obiecałam
22 listopad 2008. Przed godz.3 w nocy obudziły mnie bóle jak na miesiączkę. Od razu były co 5 minut ale nie sądziłam, że to "to", leżałam i czekałam. Gdy zaczęłam plamić to wtedy przyszło mi do głowy, że coś się jednak zaczyna. Po godz.4. stwierdziłam "Koniec spania panie Dzidku, rodzimy" i obudziłam go. Biegałam po mieszkaniu w poszukiwaniu ostatnich ważnych rzeczy do torby, co 3 minuty schylając się ale dalej był to ból @ czyli do zniesienia. W szpitalu byliśmy o 5.20, jakaś kobiecinka przetransportowała mnie wózkiem na porodówkę, czułam się jak w filmie... Położna zbadała rozwarcie, usłyszałam "Oj mamy mało czasu"... był to już 8cm więc lewatywy nie zrobiła... a szkoda
Biegłyśmy na salę porodową. Ja w samej koszulce kończącej się nad pępkiem i w skarpetkach. Ubrania i torebkę trzymałam pod pachą... i tak z gołą dupą przez cały korytarz
Położna za mną mówiła "Niech się pani nie krępuje, będę panią asekurowała z tyłu", a ja do niej rozbawiona sytuacją "Teraz to jest mi wszystko jedno kto tam będzie na mnie się gapił z tyłu". Usiadłam na krześle i odpowiadałam na rytunowe pytania, wstawałam tylko co 2-3 minuty bo tak mniej bolał skurcz. Gorzej się zrobiło jak kazano wejść mi na łóżko, żeby zrobić zapis KTG, w tej pozycji skręcałam się na boki. Na szczęście odkryłam coś przyjemnego.. łóżko było zdezynfekowane jakimś wypasionym zapachem więc dosłownie się sztachałam
Przy 9cm przebili pęcherz, zrobiło się cieplutko, bolało ale przerwy między skurczami były na tyle długie, że spokojnie mogłam odpocząć i dlatego myślałam, że jeszcze daleka droga do mety. Byłam na tyle świadoma, że podczas skurczu mówiłam do siebie "Spokojnie dasz radę... to już ostatni raz... wkrótce ukochasz maleństwo... już nic nie będzie bolało... pójdziesz sobie na zakupki i kupisz nowe "chude" ciuszki..."
Wierzcie badź nie ale to naprawdę baaardzo pomogło. O 6.30 położna zbadała rozwarcie. Pytam "Ile jest?" słyszę "pełne rozwarcie 10cm" pytam zdziwiona "juuuż???" słyszę " tak, proszę teraz wstać i oprzeć się o męża". Zeszłam więc z łóżka, objęłam Dzidka, przy skurczu zwisałam na nim i balansowałam biodrami (coś w stylu lambady) bo przypomniał mi się jakiś program w którym mówiono że tak szybciej główka wchodzi w kanał rodny
Na stojąco czułam się super, poczułam dużą ulgę bo ten ból był znacznie przyjemniejszy. I musiał być skoro po drugim skurczu powiedziałam do Dzidka "poczekaj, muszę poprawić sobie fryzurę" bo strasznie irytowały mnie mokre włosy na karku. Upięłam je na nowo, Dzidek się śmiał i ja też, tak mnie to rozluźniło, że jeszcze wyznałam mu miłość. W trzecim skurczu poczułam parcie więc dałam znać, że jestem już ready. Weszłam na łóżko. Pierwsze parcie - wyszła główka... Drugie parcie - cała reszta... O godz. 6.45 Wiktor leżał na moim brzuchu... taki cieplutki... bezbronny... i to już było MEGA przyjemne...
I przepraszam, że tak tylko o sobie napiszę, muszę się ogarnąć jeszcze