13 gru 2008, 22:02
Dobry wieczór, kochane moje...
Korzystając z chwili krótkotrwałego spokoju piszę do Was...
Ale co mam napisać...? Ból, straszna tęsknota, żal, złość przeze mnie przemawia... Czuję się jakby ktoś obdarł mnie ze wszelkich dobrych uczuć... I za co??? Po co??? W jakim celu...? Co ja komu złego wyrządziłam, że postanowiono mnie w taki sposób doświadczać...? Żyję tak, żeby niczego nie żałować, żeby nie wstydzić się swoich czynów, a tu masz, ktoś uznał inaczej...?
Kacperek - tak jednak daliśmy synkowi na imię, na prośbę dzieci, był zdrów... Był donoszony, zdolny do życia... Któraś tu wcześniej wspomniała, że lekarze się pomylili, że go przenosiłam... Nie, kochane... Jak się ma męża tak rzadko w domu, moment poczęcia można z dokładnością do jednej doby obliczyć... Że duży był? Od początku było o tym wiadomo, mam to w genach...
Przykro mi to pisać myśleć w ten sposób nawet, ale moje dzieciątko samo sobie krzywdę zrobiło... Obrócił się główką w dół, najprawdopodobniej w nocy poprzedzającej mój wyjazd do szpitala, musiał sobie tak nieszczęśliwie pępowinkę ucisnąć... Od południa dziwnie się czułam, nie chciał się ruszać... Pojechałam do szpitala, ale w życiu bym nie przewidziała takiego dramatu...
Po zbadaniu mnie okazało się, że wdarła się w trybie natychmiastowym zakrzepica i zakażenie krwi... Natychmiast podano mi leki i od razu zapadłą decyzja, że muszę urodzić naturalnie... Nie mam do mojego lekarza i ich kolegów żądnych pretensji... Ta decyzja uratowała mi życie... Cc mogła się zakończyć wykrwawieniem...
W drodze do szpitala pisałam do mężusia, co się dzieje, że jadę... A on mi mówi, że zaraz się zobaczymy, bo jest już w pobliżu... Jakim cudem on z trasy już wracał...? Miał być dopiero na święta.............
Był ze mną cały czas... Od początku, do końca... Bez niego ja bym tego nie zniosła, nie przeżyła... Zniósł wszystko... Płakał razem ze mną... Był... Po prostu był... Nie zostawił mnie w tej okropnej chwili... Nawet mu to przez głowę nie przeszło, żebym mogła przez to sama przechodzić... To on widział synka... Mnie nie zdecydowali się go pokazać... Za co też jestem wdzięczna...
To on załatwiał wszelkie sprawy związane z pochówkiem... Jak on to zniósł? Nie wiem... Wiem jedno... Jego nerwy zostały wystawione na najcięższą próbę... Ale dał radę...
Nikomu, NIKOMU nie życzę takich przeżyć, ale takiego męża życzę WSZYSTKIM!!! Kochamy się jeszcze bardziej... W obliczu takiej tragedii okazało się że można być jeszcze silniej ze sobą związanym, niż do tej pory, a wydawało nam się, że już osiągnęliśmy szczyt...
Samego porodu nie opiszę... Oszczędzę Wam tego... Powiem tylko jedno... Świadomość, że rodzi się martwe dzieciątko jest czymś nie do opisania... Znają ten stan uczuć tak rodzące kobiety i to wystarczy...
Nie będę z dokładnością do jednego słowa opisywała co czuję teraz w związku z Kacperkiem... Możecie się domyślać i wiem, że słusznie się domyślacie, w jakim stanie jest moje serce...
Któraś może pomyśleć: jak ona mogła tutaj tak szybko wrócić...? Byłam z Wami tyle miesięcy... Tyle spraw razem przeżyłyśmy... Radości, smutki, śmiech, łzy... Żyłam tym i chcę nadal... Łzy mi lecą, jak piszę, pewnie długo jeszcze tak będzie, ale chcę być z Wami... Pomoże mi to... Taka już jestem... Nie zamknę się w sobie, nie zamknę się w czterech ścianach... Nie położę do łóżka na całe dnie i noce by płakać i przeganiać od siebie każdego żywego człowieka... Dla mnie to nie metoda... Albo to ktoś rozumie, albo nie... Każdy ma prawo do własnego osądu...
Dziękuję wszystkim za wsparcie, za słowa pocieszenia, światełka... Dziękuję, że mnie nie zostawiłyście... Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, ile to dla mnie znaczy... Zwykłe słowa podziękowania to za mało, ale język polski jest zbyt ubogi w słownictwie, by oddał w słowach to, co chcę Wam przez to DZIĘKUJĘ powiedzieć...
Dbajcie, kochane o swoje brzuszki... Nie wahajcie się z każdym "głupstwem" lecieć do gina, czy szpitala... Lepiej dwa razy usłyszeć że jesteście przewrażliwione panikary, niż raz, że jest za późno...
Życzę wszystkim szczęśliwego rozwiązania, zdrowych i pogodnych dzieci...
Kocham Was...