Cześć dziewczyny, ale zrobiłyście produkcję po moją nieobecność - jeszcze nie doczytałam. Wszystko już mi się pomieszało co komu miałam napisać i sobie odpuszczę.
W skrócie postaram się opisać co działo się z Bartkiem. Dwa tygodnie temu we wtorek wieczorem Bartek przestał oddychać w czasie snu. Od rana miał katarek, ale nic po za tym. Dobrze, że mamy sąsiadkę pielęgniarkę, bo sami nie mogliśmy go pobudzić do oddychania - jej się udało. Pogotowie przyjechało po 20 minutach
jak Bartek już oddychał. Zabrali nas do szpitala. Tam po badaniach okazało się, że ma jednostronne zapalenie płuc, które rozwijało się bezobjawowo. Tego typu zmiany lekarze nazywają zachłystowymi, bo powstają od zachłyśnięcia się pokarmem. Mały podłączony był też do cardiomonitora, ale na szczęście niczego niepokojącego nie wykazał.
Niestety mały słabo reagował na antybiotyk, a poza tym tak jak nie płacze, tak samo nie kaszlał i nie odksztuszał wydzieliny. Po 8 dniach musieli mu podać drugi antybiotyk podawany taką specjalną pompą i dopiero mu przeszło.
Tylko niestety w szpitalu okazało się, że Bartek się zanosi. Jak nie płacze to nie płacze, ale przy pobieraniu krwi z paluszka na gazometrię tak płakał, że zapowietrzył się i trzeba go było pobudzać do oddychania. Tak przestraszył laborantkę, że drugiej rurki już mu nie pobierała.
Dlatego kupiłam monitor oddechu, bo niestety Bartek ma skłonności do bezdechu. I od wczoraj znowu śpi w łóżeczku z monitorem, a nie ze mną. Tylko, że śpiąc w łóżeczku częściej budzi się na karmienie i częściej muszę wstawać, ale przetrzymamy i to. Mały musi się przyzwyczaić.
Nadal jest grzeczny i nie płacze - tylko w czasie zakładania wenflonów płakał. W domu odzwyczajam go od rączek, bo w szpitalu dużo czasu siedział u mnie na rękach. Tylko, że tam nie miałam nic innego do roboty. W czasie tej choroby słabiej przybierał na wadze i przy wypisie ważył 5100. Za to teraz nadrabia i je co półtorej albo co dwie godziny.
Poza tym nie wiem jak to możliwe, ale spędzając prawie całą dobę na leżąco i siedząco przez te dwa tygodnie schudłam dwa kilo i ważę teraz 58 - chyba stres. Dobrze, że pokarmu nie straciłam. Mam nadzieję, że już nie schudnę ani dekagrama, bo moje ciuchy sprzed ciąży za szerokie się porobią.
ananke współczuję wizyty teściowej, ale jak dziś napisałaś to już bliżej końca.
A to zdjęcie Bartka ze szpitala. Musiał mieć czapkę, bo wenflon by się nie uchował