Wiola no to faktycznie duzy chlopiec, teraz to ja bede sie martwic - mam nadzieje, ze faktycznie 78 a nie 87, bo wymiary Niny:
waga: 7300 g
wzrost: 66 cm
Klatka 44 cm
Glowka 41 chyba tak mi sie wydaje :D a nie chce mi sie isc po ksiazeczke i spraawdzac
Dzis bylam lekko posrana bo mala byla szczepiona na zoltaczke, a wlasnie wycofali jakas szczepionke ze wzgledu na smiertelne przypadki
pytalam p. dr ale nic nie wiedziala
(( bosh jakie to nieszczescie! Pokaze Wam z reszta artykul:
Co do Niny - dr powiedziala, ze jest bardzo bystra i ruchliwa, jak 8, 9 miesieczne dziecko, ze pieknie siedzi i ze mam pozwolic jej stawac, ze nie pokrzywia jej sie nogi, ze nie powinnam jej zakladac bucikow bo nozka musi sie uczyc, stawac na paluszkach itp a w bucikach ma ograniczone pole manewru :) a jezeli chodzi o krzywe stawanie to narazie tez mam sie nie przejmowac, radzi sobie dziecko jak umie, ale jak bedzie chodzic i krzywo stawiac nozki to juz trzeba bedzie buciki jakies spcjalne itp. ale poki co Nina przy wstawaniu wykrzywia nozki, a pozniej juz ladnie prostuje :) wiec narazie sie nie martwie - tylko strasznie malutka ta moja rozrabiara 66cm ? :O Miszka a Natalie ile ma? Bo ona chyba tez drobniutka? Bo Iga z dlugimi nogami tez juz wysoka :)
Wit. D przy bardzo duzym slonceu dawac mamy co drugi dzien a poki co codziennie.
Zmykam na obiad a dzis kurczak z frytkami i mizeria, mniam! :)
[ Dodano: 2009-04-22, 17:10 ]
Jaś Łuszczyński właśnie skończył sześć tygodni, gdy w przychodni zdrowia w Strykowie został poddany obowiązkowym, standardowym szczepieniom ochronnym. Zaaplikowano mu m.in. koreańską szczepionkę Euvax B, przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby. Nikt się nie spodziewał, że wstrzyknięto mu śmiercionośny płyn. Wieczorem następnego dnia chłopczyk zmarł w okropnych męczarniach w łódzkim szpitalu im. M. Konopnickiej. Czy zabiła go koreańska szczepionka? Na to wygląda.
Jest to drugi w tym roku tego typu przypadek w kraju - przyznaje Barbara Waleńciuk, naczelnik wydziału do spraw zapewnienia jakości produktu leczniczego w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym w Warszawie. - Główny inspektor farmaceutyczny zakazał stosowania i sprzedaży szczepionek z serii, po której dzieci zmarły. Zostały też wycofane z oddziałów noworodków w szpitalach i punktów szczepień w przychodniach w całym kraju.
W rocznicę ślubu
Jaś urodził się 8 sierpnia w szpitalu w Głownie. Był silny, miał 60 cm długości i ważył prawie 4,5 kg.
- Z wrażenia, że następnego dnia mam ze szpitala odebrać żonę i syna, nie mogłem w nocy zmrużyć oka. Pojechałem po nich samochodem - mówi Przemysław Łuszczyński.
- Nie wierzyłam własnemu szczęściu. Gdy opuszczaliśmy szpital, synek był zdrowy jak ryba - Marzena Łuszczyńska, pokazuje dokumentację lekarską, którą czytała już chyba tysiąc razy. Jakby tam chciała znaleźć wyjaśnienie przyczyny śmierci jedynego dziecka...
Na Jasia czekało w domu łóżeczko, kolorowe ubranka oraz piękny wózek, który kupił mu tata. Chłopczyk dużo spał i jadł. Kiedyś dostał kolki. Ojciec zawiózł go do szpitala, gdzie lekarz przepisał mu kropelki. Dolegliwości szybko ustąpiły.
Pan Przemysław z bólem wraca do tych wspomnień. Mówi, że to były najpiękniejsze dni w jego życiu.
- Niczego nie przeczuwaliśmy. Szczepienie Jasia przeciwko błonicy, tężcowi, krztuścowi, zakażeniom i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, zostało wyznaczone w drugą rocznicę naszego ślubu - mówi mężczyzna.
"Erką" na sygnale
23 września rodzice pojawili się w przychodni. Niemowlęciu podano w zastrzyku szczepionki: DTP, ACT - Hib i nieszczęsną Euvax B. Chłopczyk płakał i wił się z bólu, ale nikomu nie przyszło do głowy, że to zapowiedź nieszczęścia. Przecież każdy maluch tak reaguje, gdy wbija mu się igłę w rączkę. Wieczorem chłopiec gorączkował. W nocy temperatura jednak się unormowała.
- Rano zawiozłem żonę do babci i wróciłem z synem do domu. Przygotowałem mu mleko. Nie chciał jednak jeść. Płakał. W pewnym momencie zauważyłem, że z nosa pociekła mu krew. Wziąłem go na ręce. Jaś przeraźliwie krzyknął dwa razy. Zrobił się potwornie blady, a jego drobne ciało przeszył jakby prąd. Stało się wiotkie - relacjonuje ojciec.
Mężczyzna natychmiast ułożył synka w nosidełku i zawiózł do przychodni zdrowia w Strykowie. Po drodze zauważył na ulicy żonę, ale nawet się nie zatrzymał, tylko krzyknął, że jedzie do lekarza. Kiedy dotarł, serduszko dziecka nie biło. Lekarka nie traciła jednak nadziei, że uda się go uratować. Kazała wezwać karetkę i zaczęła go reanimować, uciskając klatkę piersiową i pompując ustami powietrze do płuc.
- Nie wiedziałem co robić. ?ona, która właśnie dotarła na miejsce, zaczęła krzyczeć. Dostała zastrzyk na uspokojenie. Pół godziny później przyjechała "erka". Ratownikom udało się przywrócić akcję serca i Jasia zabrano do szpitala im. Konopnickiej. Pojechaliśmy za nim.
Szpitalny chrzest
Lekarze podłączyli niemowlę do aparatury. Gdy trafiło na oddział intensywnej opieki medycznej, jego rodzice już czuli, że mogą stracić synka. Poprosili o księdza. Liczyli, że jeszcze zdarzy się cud. Słyszeli przecież historie o tym, jak po chrzcie w dzieci wstępowały nowe siły i wracały do żywych...
Duchowny na główce umierającego zakreślił krzyż, pokropił ją wodą i powiedział: - Chrzczę ciebie Janie w imię Ojca, Syna i Ducha ?więtego.
Przemysław Łuszczyński wrócił do Strykowa, by o tragedii powiadomić rodzinę. Tam czekała na niego... policja.
- Zostałem zatrzymany. Musiałem wyjaśniać, jak to się stało, że mój synek trafił do szpitala. Później z funkcjonariuszami pojechałem do domu na przeszukanie. Zadawali mi dziwne pytania. Szukali śladów krwi. Bardzo ich zainteresowała siekiera, którą znaleźli w kuchni. Myśleli, że uśmierciłem nią niemowlę! - żali się mężczyzna.
Pan Przemysław prosił policjantów, żeby puścili go do umierającego dziecka. Bezskutecznie. O tym, że Jaś nie żyje, ojciec dowiedział się telefonicznie. Zadzwonili ze szpitala.
Pod lupą prokuratury
- Prokuratura w Zgierzu prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci chłopca. Więcej na temat przyczyn zgonu będzie wiadomo, gdy otrzymamy wyniki sekcji zwłok, zwłaszcza badań toksykologicznych i histopatologicznych - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
W łódzkim sanepidzie nieoficjalnie mówi się, że do śmierci małego Jasia przyczyniła się koreańska szczepionka Euvax B. Ten lek od lat cieszy się złą sławą. Prof. Paweł Januszewicz, były krajowy konsultant ds. pediatrii, twierdzi, że tego preparatu nie powinno się używać do masowych szczepień, gdyż nie był testowany w tzw. badaniach klinicznych czwartej fazy (przeprowadzonych w Polsce).
W ubiegłym roku ?wiatowa Organizacja Zdrowia ostrzegła, że szczepionka ta może wywoływać poważne powikłania, a nawet śmierć. Stało się to, gdy w Wietnamie odnotowano kilka zgonów związanych właśnie ze stosowaniem preparatu Euvax B. Także w Polsce, w 2007 r., zmarło 3 niemowląt, które zaszczepiono koreańskim specyfikiem. W maju tego roku główny inspektor farmaceutyczny nakazał wycofanie z obrotu wszystkich serii szczepionki wyprodukowanej w Korei. Lek został też zbadany w Państwowym Zakładzie Higieny. W lipcu ponownie dopuszczono go jednak do użycia, gdyż nie stwierdzono, aby preparat Euvax B był przyczyną śmierci dzieci. Po śmierci Jasia ponownie zakazano stosowania szczepionki.