mój Kuba to jest wogóle nie do okiełznania. Babcie przyzwyczaiły go do wymuszania wszystkkiego krzykiem i płaczemm. Teraz troszeczkę się zaczyna mnie słuchać, ale niewiele. Artura też. Jedyną osobą której się słucha jest dziadek Sławek (tata mojego A.) Zrobi wszystko co tamten mu każe. Dosłownie potrafi nawet wyjąć go z wózka na placu zabaw żeby tylko raz zjechał na zjeżdżalni i on po tym razie bez najmniejszego szemrania wraca do wózka. A my jak go wyjmiemy tto nie ma sily żeby go z powrotem wsadzić. Nie mówić o tym, ze z placy zabaw łaskawie zgodzi sie zejść dopiero jak wszystkie dzieci pójdą (i zabiorą swoje zabawki) a i tak nie obywa się bez płaczu.
A ja jestem załamana. nie wiem czy Wam już pisałam, ze dostałam tylko pól pensji na 100% płatnym zwolnieniu?!
jak mi wyliczyli średnią to się dosłownie poryczałam. Kłóce się w urzędzie miasta już od tygodnia idoslownie nie mam juz siły, łez i nerw na to. Nic z tego ich mądrego bełkotu nie rozumiem. Najpierw twierdzili, ze jestem stratna przez macierzyński, teraz, z eto się nie liczy. Dosłownie masakra. Bo ja te niby grosze mam zarabiać przez najbliższy rok. Nie mam pojęcia jak sobie poradzimy, bo teraz ledwo wiążemy koniec z końcem
Musze pomysleć jak dorobić. Tylko jak ja mam dorobić jak nie mogę się męczyć? cholera!! Macie jakiś pomysł?