hej dziewczęta
wróciłam
ech... wczorajszy dzień był dla mnie okropny

rano pojechaliśmy na chwile do teściowej i na zastrzyk Przemka, miał jechać na chwile do szefa i wrócić po mnie bo razem mielismy isc na wizytę do ginki... zadzwonił ze stanoł mu samochód niedaleko bo zabrakło benzyny

no to poleciałam biegiem do niego z pieniędzmi zeby kupił karnister w pobliskiej stacji, stacja zlikwidowana... jakiś koleś na rowerze jechał i zaproponował Przemkowi ze mu rowera pożyczy, widział ze z karnistrem idzie... no i jakimś cudem dojechaliśmy na tą wizytę...
lekarka sie śmiała ze zaraz sprawdzimy moją zelazną szyjkę i zonk
szyjka skrócona, brzuch twardy jak kamień, skurcze, zawołała Przemka zrobiła usg i zbadała serduszko...
wypisała mi recepty na to wszystko, ale wypisała też skierowanie do szpitala bo ona idzie na miesiac urlopu, wiec te skierowanie jakby co miałam wziasć i jechać już na patologie, zeby sprawdzili wszystko- mocz, bo dalej złe wyniki, skurcze, cukier, serce i wątrobe...
trafiłam na oddział, 3 razy byłam badana

ktg wyszło juz dobrze... kolejne usg też... wody zachowane, ale zostawili mnie na obserwacji
na noc dostałam tylko no-spe
cała noc nie spałam, bo koleżanka z sali zaczeła rodzic i chodziłam z nią po korytarzu, byłam z nią pod pysznicem... piłysmy kawe o 3.00 w nocy na korytarzu... rano odeszły jej wody i poszła na porodówkę
ja rano dostałam tylko pojemnik na mocz i kolejną no-spę, czekałam do wizyty... rozczarowałam sie bo nie mieli zamiaru robić mi innych badań, wypisałam sie na własne żadanie, bo w domu mam wiecej leków i recept, a przynajmniej odpoczne
ide do łózeczka bo nie spałam nawet minuty w nocy... doczytam was potem
