Ktoś może powiedzieć -a ma już dwoje,niektóre nawet jedego nie mogą mieć...
Ktoś może powiedzieć-a młoda ciąża,niektóre duże dzieci martwe rodzą...
Dla każdej matki jej tragedia jest największa....
w 12 tygodniu poszłam na usg,pierwsze usg.Zobaczymy jak bije serduszko,mówiłam do męża,może będzie się ruszał,może nam pomacha...
Tak dobrze się czułam,już zaokrąglił się brzuch,krople mleka w piersiach...
Okazało się tak całkiem nagle,niespodziewanie,tak bardzo drastycznie...
Tam nic nie ma,maleńki groszek,nierozwinięty...a miał mieć 6cm...
I trudna decyzja,czekać aż organizm sam odrzuci,czy poddać się zabiegowi.Gdybym czekała,mogłabym jeszcze długo chodzić w ciąży,bo wszystko rozwijało się dobrze.Pęcherz płodowy się powiększał zgodnie z wiekiem ciąży,mój organizm działał na pełnych obrotach ciężarnej.Nic,nawet najmniejsze nic nie wskazywało na to,że coś jest nie tak.
Poddałam się zabiegowi,przed obawą krwotoku i infekcji.Miałam bóle porodowe,nawet krzyżowe,czułam lekkie parcie,rozwierała sie szyjka...Czułam,że tracę część siebie,na to nie można się przygotować,nie można się nastawić,tym bardziej,że do ostatniej minuty wszystko jest tak dobrze.To jak jakiś koszmar.Tak nagle,bez uprzedzenia.
Czuję się źle ale się nie żalę,no...może tutaj.tyle mojego...
Mój mąż jest wrażliwy,jest cudowny,wspiera mnie ale muszę być silna,żeby i jemu nie było źle.Ale czasami czuję,że oszukuję samą siebie bo łatwo wcale nie jest.
Żyłam tą ciążą 3 miesiące,planowałam ją i od pierwszych dni pielęgnowałam,kochałam,planowałam...
Tyle przeżyliśmy,że myślałam już,że to chyba wystarczy
ale kto wie,co los jeszcza dla nas szykuje?
Jestem tak daleko od rodziny i moich cudownych przyjaciół...daleko...
smutno mi.Tutaj chyba mogę to powiedzieć.