Witajcie mamusie i przyszłe mamusie ;)
Zastanawia mnie kwestia nacinania krocza, ponieważ nie daję sobie rady z moją rodziną poruszając ten temat... Moja mama rodziła w naszej miejscowości trzy razy i za każdym razem była nacinana, bez pytania, tak profilaktycznie - bo łatwiej, szybciej, dziecku lepiej, matce lżej, itp... Ja się wzbraniam tego rękami i nogami, za wszelką cenę chcę uniknąć tego zabiegu w obawie przed późniejszym gojeniem, dodatkowym dyskomfortem, a przede wszystkim jeśli można zapobiec czemuś takiemu, można tego uniknąć, to po co to robić? Podobno położna może zadbać o prawidłowy przebieg porodu i w razie konieczności dopiero naciąć. Ale ja nie wiem, jak się przed tym uchronić - moja rodzina nastaje na mnie,że jestem niepoważna - "wolisz pęknąć?!", "Zobaczysz, jak dziecko będzie niedotlenione", "Jak będziesz rodzić to się będziesz modlić, żeby poszło jak najszybciej", itp. Może i mają rację, ale na chwile obecną mam inne zdanie i muszę się przekonać na własnej skórze. Po drugie pchana poradami ówczesnej literatury nie chcę dać się bezczynnie położyć na stole, tylko chcę próbować rodzić w pozycjach wertykalnych. To kolejna dezaprobata ze strony rodziny: "Ty wymyślasz, kombinujesz - kobiety tyle lat rodziły jak należy a ty będziesz modzić!"
Co Wy o tym myślicie, czy naprawdę wymagam aż tak dużo? Jak można się zabezpieczyć przed niechcianymi posunięciami personelu, skoro wiem, ze rodzina mnie nie wesprze kiedy zaistnieje taka potrzeba, a na męża nie wiem, czy będę mogła liczyć, że zacznie domagać się "swego" w takiej chwili... Jak było w Waszych przypadkach?