Gie, hej...
zaczełam przegrywac z kolegami...zaczał miec wazniejsze sprawy na głowie ...niz jego własna rodzina...
no cóz...life is brutal...
albo ten kryzys przetrwamy,albo nie...
przestało juz mi zalezec i nie bede sie z tym kryc...
postanowilam to wykrzyczec i byc moze jakos go tym zawstydzic...
narazie przeprowadzilam rozmowe z jego mama....
koniec....moja cierpliwosc ma swoje granice...
przepraszam,ze ja tak od rana....