ja urodziłam pierwszego syna w marcu 2000r.
Wszystko zaczęło się w niedzielę wieczorem od strasznych bóli krzyżowych,ale zeroskurczy.Cały następny dzień pobolewałkrzyż,a późnym wieczorem zaczęly się pierwsze nieregularne skurcze,niezbyt mocne.Odszedł czop.Kolejna noc z bólem krzyża.We wtorek ok.13.oo postanowiliśmy,że pojedziemy do szpitala.Skurcze niezbyt regularne,bóle krzyżowe nadal.Przyjęli nas na porodówkę.Zrobili lewatywę,jakiś czopek dostałam i położna kazała spacerować,a mąż miał mierzyć odstępy między skurczami.I tak dreptałam sobie do ok.19.00 kiedy to nadle zrobiło się jakoś mokro.Odeszły wody,położna sprawdziła kolor i powiedziała,że wszystko ok dodając: "Teraz dopiero zacznie naprawdę mocno boleć".Pomyślałamsobie,że przecież już mocno boli!No,ale okazało się,że miała rację i dopiero teraz dowiedziałm się co to znaczy BÓL.Przy skurczu kazali mi kucać,a ja potem nie umiałam się podnieść.Miałam pecha,bo fajna położna poszła do domu i przyszły inne,okropne babska
bardzo niemiłe.Ukojenie przynosiło mi siedzenie ma łóżku to na mnie nakrzyczała,że dziecku główkę zgniatam i rzuciła z łaską worek sako.Przecież mogła dać go wcześniej.Dali mi zastrzyk i nawet nie chciel powiedzić na co on jest,no,ale skoro zapytałam to z łaską odpowiedziała,że na skurcze.Ja i bez tego mialam skurcze.Potem poinformowała mnie,że przed partmi skurczami główka zejdzie tak nisko,że bedę miała wrażenie jakby mi się kupke chciałi.I tak było.Kazała położyć się na łóżky,na boku,a przy skurczu na plecy.Tylko,że na boku skurcze miałam super,a jak tylko się praekręciłam to mijały.Nie rozumiałam dlaczego nie mogę urodzić tak jak mi ciało podpowiada,ale to chyba dla ich wygody miałam kłaść się na plecach.Steiwrdzili,że podadzą kroplówkę.Położna nie wkłuł się w żyłe i jak puściła kroplówkę to zrobiłmi się balon pod skórą.Kolejne kłucie było już udane.Przyszedł lekarz i kazał go wypchnąc,ale nie dała rady to on się położył.Boże to było straszne i niepotrzebne,ale co a miałam do gadania.Oczywiście mnie nacięli i to dwa razy,bo za mało było.Główka wyszła i okazalo się,że jest owiniety pępowina,a położne nie wiedziały co robic.Jedna chciała ją odwinąć,a druga jej mówiła że ma nie robic tego.No,ale udał się urodzić,położyli mi go na brzuchu i miał strasznie ziekształcona głowę.Biedactwo wypychane było i dlatego tak wyglądał strasznie.Minutkę poleżał na brzuchu i go zabrali do badania.Teraz przyszedł moment zszywania krocza.Lekarz przyszedł,położna wbiła znieczulenie i zamiast poczekać aż zacznie działać to ten pacan zaczął szyć odrazu.Wszystko czułam.W połowie szycia okazało sie,że musi pójść cesarkę zrobić i mie tak zostawił z rozłożonymi nogani i sobie poszedł.Mąż założył mi skarpetki,bo mi zimno było,a po jakimś czasie położna stwierdziła,że wypadałoby mnie przykryć,bo już się trzesłam z zimna.Wyobraźcie sobie,ze doktorek wrócił by dokończyć szycie i użył tych samych narzędzi,które brudne leżały od ok.40 minut!Istna rzeźnie.Po szyciu położna każała na czworaka si e przekręcić,żeby mogła mnie umyć.Tylko,że ja zdretwiłam i nie mogłam się ruszyć.Ależ był zła,że mi pomóc musziała.A myła mnie jak krowę.To było takie upokarzające
Nie dodałam jeszcze,że przy porodzie było 2 studentów i jedna studentka.Nawet nie zapytali czy się zgadzam
Straszny szpital. Dlatego teraz pójdę rodzić w inne miejsce i bedę iała swoją położna.Nie bieze dużo,bo 300zł,a ja bedę miała psychiczny komfort. Życzę wam bardziej udanych porodów niż mój
[ Dodano: 2009-11-09, 15:28 ]
dostałam wiadomość od zuzab,że nie dopisałam gdzie rodziłam wieć dopisuję w Katowicach w Centralnym Szpitalu Klinicznym Katowice-Ligota.