Janiołku gratuluję teścia. Taki teść, to skarb.
Wisieńko ułoży się. Powoli się ułoży z pracą. Zresztą masz wszechstronne doświadczenie, tak więc na pewno będzie Ci łatwiej niż takim teoretykom jak ja.
Martuuniu ja też byłam pewna, że twój M to lekarz. Ale to nie daleko. Co do korporacji, to myślę, że to bardziej kwestia podejścia tu w regionie. Najgorzej, że jednak mój M jedzie, bo musi. Ale mu uprzyjemniam ten wyjazd jak mogę.

Pruedence pediatra to ma niedaleko do weterynarza. A z teściową jest tak, że jak Amelka jest chora i poprosimy, by przyjechała ją zbadać, to słyszymy - przyjedźcie wy. Autostradą niedaleko, ale ja mam na miejscu pogotowie i dyżurujące przychodnie, tak więc nie muszę w nagłych przypadkach (np. jak ten weekend) tarabanić dzieciaka kilkadziesiąt kilometrów. Nawet jeśli to autostradą i szybko się jedzie. I tak samo jest z receptami. Jak bardzo mnie przyszpila i tam jestem, to proszę i teściowa nie odmawia, a tak to sobie radzę sama i chodzę do lekarza. Na odległość nie wypisze. Tak więc to, że jest w rodzinie pediatra niczego nie zmienia, bo i tak jesteśmy skazani sami na siebie. Właściwie to o to się kłóciłam swego czasu z moim M. Chciałam Amelkę objąć prywatnym ubezpieczeniem, a on uparcie twierdził, że ma prywatnego najlepszego lekarza z możliwych, bo babcię. Ale rzeczywistość weryfikuje, bo babcia ma ciągły problem z przyjazdem. Tym sposobem Amelka od stycznia będzie objęta ubezpieczeniem, a ja będę miała spokojniejszą głowę.
Ale mnie mój M dzisiaj zdenerwował. Mówiłam mu, że mam wizytę u ginekologa na 13 i musi być najpóźniej 10 po 12 w domu. A tu nic. Dzwonię 10 po, a ten, że zaraz będzie pytam, gdzie jest, a on, że dopiero wyjechał z biura. Ubrałam dziecko i pojechałam z nią. W połowie drogi wziął Amelkę. Ale byłam wściekła. Jakbym się nie śpieszyła, to normalnie bym chyba mu przylała. Co za kretyn. A wieczorem mówi, że w czwartek z rana przywiezie mamę, a ja że w czwartek nie, bo mam na 11 rozmowę o pracę. I po to jest potrzebna mama, by zostać z chorym dzieckiem. A on, że nic nie wiedział. Nie wytrzymałam i tak się darłam na niego, że chyba wszyscy słyszeli w koło. Ja go kiedyś normalnie zabiję w afekcie za tą jego głupotę i brak myślenie. A niby niezastąpiony inżynier w firmie.
