Cześć dziewczynki,
iw_rybka, kurcze szkoda że tak wyszło z Zuzką, ale teraz już będzie tylko lepiej. Trzymam kciuki. A z tą cukrzycą jeszcze coś musicie robić?
leona, to teraz na Ciebie kolej. Trzymam kciuki bo jak poczytałam to coś się zaczyna już?
Jesteśmy w domku od wczoraj, ale ja jestem chora i dzisiaj lekarz przyjechał i od razu antybiotyk przepisał bo widział jak wyglądam :)
Co do porodu to nie było tak źle bo jak Wam pisałam to wody mi odeszły i pojawiły się małe skurczyki coś jak przy okresie. Obudziłam M. i dzwoniłam po mamę żeby zajęła się Krystkiem. Mama się śmiała jak mnie zobaczyła bo ją z wielkim uśmiechem przywitałam a myślała że będę się już bólu zwijać. Czułam się tak dobrze że nawet sama chciałam podjechać do szpitala :) No, ale mama przyjechała z moją siostrą i ona została z Krystkiem a mama nas zawiozła do szpitala.
Tam dostała lekki ochrzan że dopiero przyjeżdżam bo powinnam od razu jak tylko wody zaczęły odchodzić, ale przebadała mnie gin i powiedziała że jest ok i jak na razie jest 1 cm rozwarcia więc na razie przyjmują mnie na patologię i będą czekać na większe bóle i rozwarcie. M. z mamą pojechali do domu bo nie mógł zostać i miał czekać na telefon.
Było wszystko ok do jakiejś 5.30 bo potem to już takie skurcze dostałam że sobie przypomniałam jak było w pierwszym porodzie i miałam już dosyć. Poszłam sobie o 7 pod prysznic i posiedziałam dobre 45 minut i było mi super bo skurcze były do wytrzymania :) Jak wyszłam to jeszcze trochę było fajnie a potem znowu się zaczęło. Pielęgniarka przyszła przed 8 i chciała mnie pod ktg podłączyć ale widziała co się ze mną dzieje i nie dam rady wyleżeć więc skierowała mnie do badania i okazało się że jest już 5 cm rozwarcia więc gazem na porodówkę :) Jeszcze przed tym oczywiście lewatywa. o 8.10 wylądowałam na porodówce i zwijałam się z bólu pod ktg. Położna bardzo mi pomagała bo chociaż nie trwało to długo to jednak byłam już wykończona i miałam mało siły. Udało się i po 45 minutach o 8.55 przyszedł na świat Kacperek :) Z racji tego że byłam sama to nawet położna dała mi przeciąć pępowinę i dostałam maluszka do przytulenia.
Oczywiście wtedy już siły odzyskałam i mogłabym góry przenosić. Poleżałam jeszcze 2 godziny na sali poporodowej i pod kroplówką a w tym czasie zadzwoniłam dopiero do M. że jego synek już jest na świecie bo wcześniej nie miałam na to czasu. Trochę był zawiedziony że nie był ze mną w czasie porodu, ale jak zobaczył Kacperka to już mu przeszło :)
No i tak to właśnie było. W szpitalu sobie odpoczęłam bo wizyty były zabronione przez tą grypę i tylko M. mógł na chwilę wchodzić i mi coś donosić.
Na sali miałam bardzo fajne towarzyszki i miło nam ten czas zleciał, ale nie ma to jak w domu.
Chciałam wczoraj do Was zajrzeć ale od przyjazdu do domu coraz gorzej się czułam i nawet głos straciłam, także o 19 już leżałam w łóżku i spałam.
Kacperek na szczęście nie jest uciążliwy i daje mi pospać czasem nawet 2 godzinki między karmieniami.
Aaaaaa.... jeszcze chciałam napisać o Krystku i Kacperku. Strasznie się bałam że Krystek będzie zazdrosny a on go z mety pokochał i tylko by się przytulał i całować. Wczoraj musieliśmy bardzo uważać bo Krsytek traktował Kacpra jakby był lalką i chciał go nosić. Na szczęście dzisiaj jest już lepiej i dalej chce się przytulać i całować, ale jak powiem nie wolno to nie podchodzi, a jak karmię to przyjdzie pocałować Kacpra w główkę i się przygląda. Także nie jest tak źle. Dobrze też że na razie M. jest w domu na razie to trochę mi pomoże. Mam nadzieję że jak już będę się czuła lepiej to jakoś wszystko sama ogarnę.
Trzymam kciuki za Was wszystkie. Trzymajcie się cieplutko a ja postaram się wpadać i pisać jak tylko znajdę czas :)
[ Dodano: 2010-01-05, 20:00 ]
Dziewczynki dodałam zdjęcia do albumu i można je obejrzeć tutaj
http://picasaweb.google.pl/PatrycjaMarc ... /201001Sty#