Biedna, nie ma nic przyjemnego w leżeniu w szpitalu
julchik, dokładnie.
Nie jest tak, że trzymam dzieci jak w uchu ;) Niektórzy nawet mi mówią: "hyyyy, dlaczego on nie ma jakiegoś drugiego swetra" (w sensie pod kurtką zimową przy mrozie -1)...

To ciotki i teściowa ;)
albo "hyyyyy, ale dlaczego on nie jest w beciku, na pewno jest mu zimno" itp.
Dzieciary mam więc ogólnie zahartowane, nie boimy się mrozu, deszczu nawet, wiatru ..spacerujemy niezależnie od pogody. Niestety choróbska jakie Bartek czasami przynosi z przedszkola są zabójcze. Serio, połowa rodziny się na to po kolei rozkłada, zaczyna się od kataru, a potem różnie: zap. oskrz. Albo jak u Damiana -płuc... Moja bratowa zap. zatok- straszne! itp... Nie ominęło mojego ojca, brata, nas (na szczęście u mnie zakończyło się 'tylko' mega katarem)... także dopiero wychodzimy z "ukrycia"

I powoli zaczynamy na nowo budować odporność po antybiotykach itp.
Ale masz rację. Niektórzy rodzice dostają jobla na punkcie ciepełka. Trzymają 23-25 stopni w mieszkaniu

Ja się wtedy już zaczynam gotować. Albo jak moje szwagierstwo ;) nie dość, że hajcują w piecu, to nie wietrzą. No i nie wychodzą zimą z dzieckiem na spacer. Jakie było zdziwienie mojej teściówki, jak będąc tam zimą w lutym z 5 miesięcznym Bartkiem zaczęłam go ubierać na spacer. Ona na to: "zimą wychodzisz? zachoruje ci!!"

Na szczęście już przywykła, że my tak zawsze i ja przywykłam, że niektórzy tak mają. Bartek do 3 lat praktycznie nie chorował. Dopiero jak poszedł do przedszkola- tam każdy wymięka
Niech
mmarta napisze, jak ma takie reflakcje jak ja, jak ubierane są dzieci w UK. Jak ja to widziałam, to było mi samej zimno!

te gołe marmurkowate nóżki

Ale raczej nie chorują częściej :)