hej kochane ;D
to i ja sie zjawiam ;D
no wiec we wtorek odeszly mi jednak te wody plodowe bo potem ciekly wieczorkiem sobie powolusku a po polnocy juz mocniej, wieczorem mialam pojedyncze skurcze ale nie bylam pewna czy cos z tego bedzie. O 3 w nocy obudzilam sie przez bole, na poczatku byly co 15 min. potem co 10 min. o 6 rano co 8 i wtedy tez obudzilam A. bo wody mi coraz bardziej sie saczyly ze musimy jednak pojechac do szpitala zeby to sprawdzic ( u nas w 24 godziny po odejsciu wod dostaje sie antybiotyk co 6 godzin przez kroplowke ze wzgledu na ryzyko infekcji ). Julcie podrzucilismy do A. siostry. W samochodzie bylo mi sie troche trudniej skupic, ale wciaz koncentrowalam sie bardzo na oddechu przez co skurcze byly niemal nie odczuwalne. Po badaniu w szpitalu okazalo sie ze mimo ze skurcze byly 100 proc. to nie zmienily rozwarcia, wciaz tylko 1 cm. Kazali nam isc sie przejsc zeby cos ruszyc, wiec dostalismy salke, porzucilismy torby i poszlismy w droge. Zjedlismy sobie sniadanko w takim barze kanapkowym, lody, potem obijalismy sie po sklepach , ja wciaz mialam skurcze co 8 min. czulam ze staja sie coraz silniejsze, na tym punkcie poczulam je rowniez w krzyzu, przy kazdym skurczu zatrzymywalismy sie a ja cwiczylam moj oddech i probowalam asymilowac z bolem. Po powrocie kroplowka z antybiotykiem i jak sie okazalo rozwarcie wciaz 1 cm. Po 10 godzinach regularnych skurczy wciaz nic sie nie ruszylo, ja na tym etapie polozylam sie do loza zeby sluchac muzyki i pracowac nad skurczami, zlapac energi na nadchodzacy ciag wydarzen. Po 13 godzinach skurczy zostala mi podana tabletka dopochwowa zeby ruszyc rozwarcie, skurcze byly wtedy co 5 minutowe i moja koncentracja rowniez sie zwiekszyla. Wciaz bol czulam ale tak jakby do mnie nie dochodzil, moja koncentracja byla tak gleboka ze kazdy skurcz nie byl dla mnie obciazeniem ale wlasnie pomoca w rozwraciu. W tym czasie pomagalo mi rowniez usmiechanie sie podczas skurczu, wygladalo to dosyc smiesznie ale przynosilo super ulge! A. pomagal mi przez trzymanie reki na ramieniu przez co wyobrazalam sobie jakby przez jego reke przeplywalo powietrze ktore potem przechodzilo od moich ramion do stop i wypychalo bol przez stopy. Jeszcze z usmierzajacych rzeczy mialam cieple oklady na plecy i na brzuch takie cus co sie podgrzewa w mikrofali, dzieki temu bardzo duzo sie pocilam i tu rowniez zamiast myslec o bolu koncentrowalam sie na pocie, szczegolnie na czole i na plecach. W uszach mialam sluchawki z muzyczka ktora pomagala mi sie zrelaksowac miedzy skurczami ale rowniez zachowac koncentracje podczas skurczy. Kazdy skurcz wygladal w ten sposob ze bralam dwa glebokie oddechy podczas ktorych calkowicie rozluznialam cialo, po czym nastepowalo przyspieszenie oddechu ( oddech przez buzie ) tak ze w srodku skurczu oddech byl bardzo szybki ( 60 procent porodu huhalam na ciuchcie, a reszte na pieska ), na koniec skurczu zwalnialam oddech i zakanczalam dwoma glebokimi oddechami - nos usta. Przy kazdym skurczu wyobrazalam sobie na przemian wlasnie wypychanie bolu z ciala ale rowniez wizualizowalam poprzez huhanie ze huham na moje rozwarcie ktore sie powieksza z kazdym huhem. Po 16 godzinach skurczy mialam 4 cm rozwarcia, wtedy rowniez przyszla babka od akupunktury i wstawila 6 igiel w moje cialo, super pomagalo sie zrelaksowac miedzy skurczami tak ze latwiej bylo sobie radzic ze skurczami. Miedzy rozwarciem na 4 palce a pelnym rozwarciem uplynela tylko niecala godzina i w tej ostatniej godzinie najtrudniej bylo mi sie skoncentrowac przez co przy kazdym skurczu najpierw liczylam 1 2 3, 1 2 3, 1 2 3 przy kazdym huhu, a potem po dunsku do siebie mowilam Jeg klarer det fint czyli liczylam na cztery z akcentem na *Jeg* ( * dobrze daje sobie rade* ). Najtrudniej bylo mi zachowac kontrole przy parciu, wtedy obrocilam sie na czworaka i zaczelam oddychac chaotycznie, podali mi maske z tlenem, ja nawet nie zauwazajac pociagnelam za igle co siedziala mi w dloni do kroplowki i krew mi z reki leciala, A. i polozna zaczeli ze mna oddychac i mowic mi kiedy mam przec a kiedy nie i wtedy zlapalam kontrole nad swoim oddechem, parlam i czulam jak Lillyanne blyskawicznie przechodzi przez kanal, jak rodzi sie jej glowka, peklam wtedy w kroczu przy lechtaczce, a potem jak rodzi sie jej wspaniale cialko, polozna, pielegniarka i A. mi dopingowali, a na sam koniec polozna zawolala : zobacz magda zobacz magda jaka sliczna dziewczynke urodzilas! Obrocilam sie i dostalam Lillyanne na piersi, cala oszalala niemal panicznie szczesliwa
Caly porod byl po prostu fantastyczny, wogole sie nie spodziewalam ze moglam tak to przezyc, ani razu nie krzyknelam, steknelam tylko dwa razy
na mojej twarzy byl konstancyjny spokoj, tak bylam skoncentrowana na oddechu, wizualizowaniu sobie rozwarcia i wypychania bolu, ze mimo jego obecnosci cala moja praca nad soba i zachowanie kontroli sprawilo ze bol stawal sie czyms pozytywnym, ze tak jakby do mnie nie dochodzil. Czulam go a zarazem nie czulam, tak jakbym sie przedzierala przez krzaki. Polozna byla taka zaskoczona, jak lekarz przyszla mnie zszyc to sie chwalila ze taki wspanialy porod mielismy
Ja sama bylam taka dumna z siebie, porod byl dla mnie bardzo ciezka praca a nie katorga
Cos fantastycznego, wciaz sie usmiecham jak wspominam kiedy Lillyanne wyszla z brzuszka
A. sie ze mnie smieje ze teraz kiedy karmie ( mam poranione sutki ) wygladam jakbym przechodzila wieksze cierpienia niz podczas porodu
Caly czas jestem taka pozytywna, myslalam ze dopadnie mnie depresja jak zeszlym razem, ze bede w szoku z rozmiaru bolu, ja przy Julci lapalam sie za krocze, darlam, cierpialam, rzucalam na boki, potem kazde wspomnienie porodu bylo zmora a teraz chetnie bym to zrobila jeszcze raz
Lillyanne jest magiczna, taka spokojniusia, niemal ciagle spi, w sumie troche mnie martwi ze malo mozna z nia utrzymac kontakt bo ciagle ma zmakniete oczka. Musze ja czasami budzic na jedzonko jak mija 4 godzinki od zeszlego karmienia. Polozyli nas w szpitalu wlasnie przez odejsci wod plodowych, tyle ze u nas oddzial noworodkowy tego szpitala w ktorym bylam jest w hotelu, wiec i A. mogl z nami spac, mielismy lozko ktore nie bylo takie typowe szpitalne tylko domowe, na ktorym mozna bylo regulowac wysokosc i ulozenie materaca wiec do karmienia podnosilam sobie ta gorna czesc. Na jedzonko schodzilismy do restauracji byl bufet, Julcia na drugi dzien przyjechala do nas i spala z nami kolejna nocke. Po porodzie Lillyanne spala 10 godzinek i bylo tak ciezko ja wybudzic, przyszla polozna, kazala mi rozebrac ja z ciuszkow, ona troche sie rozbudzila ale wciaz malenko wtedy polozna poszla po strzykawke ze sztucznym i wsadzila rurke do Lillyanne buzki tak ze jak ona ssala moja piers to ssala tez i z wezyka, zeby zapewnic ze przy nastepnym karmieniu Lillyanne nie bedzie apatyczna tylko bedzie miala energie na picie, i faktycznie przy nastepnym karmieniu bylo latwiej. Teraz mam tylko problem z piersiami bo sa tak napuszone jak balony, strasznie twarde wiec robie oklady, niestety na Lillyanne liczyc nie moge bo jak sie okazjonalnie budzi to pije ile ma ochote i przestaje, a jak ja sama proboje przystawic w miedzy czasie to nie chce ciagnac. Mam nadzieje ze mi sie laktacja jakos niedlugo ureguluje. W nocy budzi mala budzi sie o 12.30 a potem miedzy 5 a 6 wiec sie wysypiamy.
no i Julcia strasznie trudno przechodzila nadejscie siostry, cieszyla sie ale wymagala tyle uwagi ze ciezko bylo nadazyc wiec dni od porodu Lillyanne spedzala spiac budzac sie lub bedac budzona tylko na przewijanie i jedzonko i zaraz zasypiala spowrotem a A. i ja musielismy pracowac nad Julcia. Ciezko bylo z nia wytrzymac ale widze ze dzis juz sie zaczela przyzwyczajac do nowej sytuacji i nie broi, takze i odetchnac mozna bylo. Zaprosilismy A. rodzinke dopiero dzis na wizyte wiec i ogladanie nowego czlonka rodziny zaliczone. A. pracuje nad schodami bo zostaly dostarczone i teraz je montuje.
Jejkus jakiego dlugiego posta puscilam
[ Dodano: 2010-05-02, 21:15 ]
Bartuś nacycany spi a Jula jeszcze psoci
to tak jak u nas z Julcia hihi