Witam, witam.
Wieczorem się nie odzywałam, bo miałam takiego nerwa, że aż strach. Dziś idę do kierowniczki żłobka, bo mnie szlag trafi. Wyobraźcie sobie, że wczoraj oddali mi dziecko z guzem na główce, lekko zdartą skórką w tym miejscu, z pampkiem z kupą i jeszcze w domu, jak ją przebieralam, to zauważyłam na udzie tuż pod pośladkiem wielkie zadrapanie (ok. 5 cm). Pytam dziś rano babę (bo już inaczej nie powiem), a ona nic nie wie
Mówi tylko, że Zosia pół dnia przepłakała i uspokoiła się dopiero po południu, a wczoraj mi mówiły, że tylko trochę rano popłakała. Porozmawiam z kierowniczką, bo tak być nie może. Oddaję dziecko pod opiekę i ufam ,ze nic mu nie będzie, a tu takei cyrki. Rozumiem, że może uderzyć głowką, bo to normalne, ale żeby mieć takeigo guziora, to trzeba nieźle przygrzać i nie sądzę, żeby nikt tego nie zauważył.
Dziś rano w żlobku znowu płacz, ale na szczęście szybko się uspokoiła. Widocznie nie lubi tej opiekunki, bo wczoraj po południu to robiła innej pani pa pa i przesyłała buziaki
.
Chyba na sobotę umówię się z jedną z kandydatek na nianię, bo znalazłam w necie i ma dobre referencje i mieszka niedaleko nas. ZObaczymy moze jak Zosia na nią reaguje, bo żłobka mam naprawdę dość.
No dobrze, kończę te gorzkie żale.
Matikasia sto lat dla Milenki
zdróweczka, miłości, radości i niekończącego się szcześcia.