Wiecie co, pracowałam kiedyś w markecie, teraz jestem urzędnikiem państwowym i z przykrością muszę stwierdzić, że mnie również zdarza się być niemiłą dla petentów, ale to oni sami są temu winni. Często mówi się, że pani w sklepie czy urzędzie jest taka czy owaka, ale nie jest taka bez powodu. No bo jak wchodzi do mnie petent, który nie wie co to "dzień dobry, proszę czy dziękuję" no to cóż
już nie wspomnę o tym, że często ktoś wchodzi z pretensjonalną postawą i myśli, że wszystko mu się należy, a na urzędnika to tylko "z mordą" trzeba, bo inaczej się nic nie załatwi. Na początku starałam się być miła dla wszystkich, ale później obrałam inną taktykę, czyli jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie
jak wchodzi dziad i od progu z mordą "pani zaświadczenie!", to grzecznie ale z przekąsem pytam, ale o co chodzi, żeby ów człowiek rozwinął swoją wypowiedź i powiedział całym zdaniem o co mu chodzi
Jak pracowałam w markecie, to dopiero była jazda bez trzymanki
kasjerka jest winna całemu złu świata, a już przede wszystkim temu, że wszystko drogie, że kolejka za długa, że mięso nieświeże, albo cena towaru niezgodna z ceną na półce
Początkowo denerwowałam się, próbowałam tłumaczyć, ale zauważyłam, że to ludzi jeszcze bardziej pobudza i później olewałam i nie mówiłam nic
Czasami warto wczuć się w rolę tej drugiej strony i nie oceniać z góry, chociaż są oczywiście kasjerki i urzędniczki wiecznie niezadowolone z życia i zawsze ze swkaszoną miną