03 gru 2011, 12:12
Nie mam dyktafonu, ale mam telefon komórkowy :)
Tak, 1.12. przyszła kobieta z macierzyńskiego...ona miała przyjść do nas do pomocy a teraz siedzi na moim miejscu, ma mój komputer...przejęła moje sprawy...ja jeszcze nawet nie zdążyłam zabrać swoich rzeczy...
We wtorek idę zdać pieczątki i mam wypisać jakąś obiegówkę...
Telewizja...ciekawy temat, ale to i tak nic nie da...
Sama nie wiem co robić...po prostu czuję się tak źle...
To nie była zaplanowana ciąża...tzn. staraliśmy się wcześniej, ale zaprzestaliśmy między innymi z powodu umowy...ta umowa na pewno byłaby przedłużona...
Ja wiem, że nie przedłużyli mi umowy TYLKO DLATEGO że jestem w ciąży...nie mieli żadnych podstaw, wręcz mówili, że jestem świetnym, oddanym pracownikiem, że takich ludzi zus potrzebuje...
Mam tak koszmarne myśli...nie mogę się nigdzie zatrudnić, bo ciąża jest zagrożona, nie dam rady nawet miesiąca przepracować, bo trafię do szpitala (tak było już dwa razy)
Po prostu nie rozumiem, dlaczego prawo w żaden sposób nie chroni takich osób jak ja...nie pracowałam tam miesiąc tylko ponad dwa lata, z czego rok na umowę o pracę...wszystko było dobrze, nawet nagrody kwartalne dostawałam wyższe niż co niektórzy inni pracownicy, bo byłam naprawdę sumiennym pracownikiem...
Mam prawie 4-letniego syna, który chodzi do przedszkola...prawie ciągle choruje, a ja w tym roku z 60 możliwych dni opieki wykorzystałam 11...w zeszłym roku jeszcze mniej...pracowałam od rana do wieczora za normalną pensję (bo nadgodzin TEORETYCZNIE nie ma), a nianię musiałam opłacać...brałam pracę do domu i siedziałam nad nią nie raz do nocy...nabawiłam się przez to "skrzywienia fizjologicznej lordozy szyjnej"...trwało to od października 2010...a pracę do domu ostatni raz wzięłam 4.11.2011r....praktycznie poświęciłam się pracy...postawiłam sobie pracę ponad rodzinę, bo czułam że tak trzeba...nawet jak 22.11. skończyło mi się zwolnienie ze szpitala, to 23.11. nie poszłam do lekarza tylko wróciłam do pracy...po pracy dostałam krwotoku i znowu trafiłam do szpitala...a odebrano mi wszystko...co się uspokoję to znowu ryczę...do mnie to po prostu nie dociera...nie dociera do mnie, że ludzie mogą być tak podli...popalam papierosy...wiem, ŹLE, ale ograniczałam...próbowałam rzucić to świństwo, żeby nie truć dziecka, a jak w środę zadzwonił ten telefon...ja już nie daję sobie rady...mały pyta dlaczego ciągle płaczę...sama nie wiem co mam mu odpowiadać...