Obiecałam opis porodu
Mój poród był naprawdę lekki... pomijając te zwodzenie z oksy, które katowało moją psychikę
Zgłaszając się na Izbę Przyjęć w poniedziałek miałam rozwarcie na ponad jeden luźny palec. Pani doktor stwierdziła również sporą ilość wód płodowych.
We wtorek dostałam pierwszą kroplówkę z oxy. Pojawiały się skurcze ale po skończeniu kroplówki wszystko przeszło. Odszedł mi kawał czopu, a potem reszta. We czwartek kolejna próba z oxy, po naklejeniu plasterka z hormonami, który pomaga w działaniu kroplówce. No i moje mega zmotywowane nastawienie.
Ja i lekarze myśleliśmy, że urodzę. Ale jednak nie potoczyło się to tak jak powinno. Tego samego wieczoru usłyszałam, że na kolejny dzień znów kroplówka - byłam załamana, a w myślach coraz bardziej oswajałam się z tym, że czeka nas CC.
Położyłam się spać tego dnia po nie udanej próbie o 0:30. O 1:50 zerwałam się z łóżka na siusiu. Wstałam i poleciało mi ciurem po nogach. Byłam przekonana, że się posikałam
Myslę sobie, ale przypał. Szybko wzięłam rzeczy do przebrania i do łazienki by nikt nie zauważył
Byłam przekonana, że to siuśki. W drodze powrotnej do pokoju zaczepila mnie położna pytając co się stało... Ze wstydem w głosie i na twarzy powiedziałam. Na co ona od razu, że to wody. Spierałam się z nią, że nie
Zbadała mnie no i potem znalazłam się na porodówce. Była 2.00.
Skurcze przyszły od razu, stając się coraz bardziej bolesnymi i dokuczliwymi.
Przewagę czasu siedziałam w wannie polewając brzuch, spuszczając wodę i od nowa... Nie chciałam wychodzić.
Na nocnej zmianie była okropna położna. Kazała mi wyjść z wanny by mnie zbadać. Mówię do niej, że nie wiem czy poradzę sobie z wyjściem z wanny - bałam się że zasłabnę. Powiedziałam to sugerując, że może mi doradzi jak najłatwiej z niej wyjść. Powiedziała do mnie: "chyba sobie pani nie myśli, że pani pomogę". Na co odpowiedziałam jej: "nawet o tym nie pomyślałam". Zdziwiła się, że miałam siły jej dogadać.
Wanna to najlepsza rzecz jaka mi dana była w walce z bólem!
W trakcie skurczy krzyczałam, bo przynosiło mi to ulgę. Miałam zamknięte oczy by się w pełni skupić. A gdy miałam uczucie 'na kupę' nikt nie ograniczał mnie i mówili, że jak kupa idzie to mam ją wypchnąć
Ciągle chciałam pić, ale tak dużo nie można było. Dali mi więc gazik namoczony wodą. Ciągle chciałam by go namaczali, bo miałam saharę w buzi i na ustach.
Pełne rozwarcie miałam o godzinie 6:40. Wtedy zbiegła się cała ekipia personelu, z którymi miałam doczynienia wcześniej podczas pobytu w szpitalu. Sami super ludzie ! Ekipa jaką sobie wymarzyć mogłam.
Humor pomimo bólu dopisywał mi do końca.
Żartowałam z położnymi i lekarzami.
A instruktarz parcia porównałam z nauką 'hamulec, sprzęgło, gaz' ;)))
O 8.20 Martynka przyszła na świat.
Nacięli mnie podczas skurczu - nic nie czułam.
Ale nikt się nie spodziewał, że mała zrobi psikusa i tak narozrabia.
Nie obróciła się barkami i mnie poszarpało.
Gdy położyli mi małą na brzuchu wszystko odeszło w siną dal. Liczyła się tylko ona. Łzy stanęły mi w oczach i napatrzeć się nie potrafiłam. Od razu oznajmiłam wszystkim, że mała to cały tatuś
Ochrzciła swą świeżo upieczoną mamę siuśkami.
A później kupeczką prosto na mój brzuch hehe
Potem dotarło do mnie, że trzeba łożysko urodzić i pytam się ich kiedy to nastąpi.
Młody lekarz powiedział: 'już pani je rodzi'. No i poczułam ciepłego slimaka obsuwającego się między nogami
Kolejne 50minut szył nie ordynator z młodym fajnym lekarzem. Rozmawiali przy moim kroczu jak przy kawie instruując się wzajemnie. Dostałam znieczulenie domiejscowe ale w kilku miejscach ciutkę bolało.
D. miał być przy porodzie. Ciągle pytał, jak bardzo mi na tym zależy. Zawsze tłumaczyłam, że będzie mi miło ale to nie jest konieczne. W ostatczności był za drzwiami otwartymi - w każdej chwili mógł wejść. Wszystko słyszał. Wszedł gdy małą wyjęli i była połączona jeszcze pępowinką.
Nie mam do niego absolutnie żalu. Najważniejsze, że był obok. Że czułam jego obecność i czułam się bezpiecznie trwając w skupieniu.
Jestem wdzięczna i zadowolona, że mogłam urodzić naturalnie i wszystko przeżyć tak, a nie inaczej Nie zraziłam się, wręcz przeciwnie. Pokonałam swoje słabości, a sama przed sobą stałam się bardziej silną kobietą.