Zmęczona już byłam czekaniem... ta ciąża była wyjątkowo niesympatyczna, byłam wykończona, ale teraz też jeszcze nie tryskam energią ;)
Generalnie pierwsze skurcze pt "ooo to już nie zmyły" pojawiły się o 4 rano i były co 30 min... potem co 20... co 15. nie wiem, tak mi się majaczy bo próbowałam jednak spać, tylko co jakiś czas zerkałam na źle chodzący zegarek.
Pospałam do 7mej kiedy to spytałam M, bo żle ustawiony zegar pokazywał jakąś nocną godzinę a zrobił się już jasno: która godzina???
-7:05
po chwili znowu pytam : "a teraz???"
-7:12, a co masz skurcze???
:brawo_bis Taaakkk!!
Ale kurcze dlaczego w dzień??? :tere fere Jak to wszystko ogarnę... a może to nie to... jeszcze myślałam...
Wysłałam Bartka do szkoły. No i miałam skurcze co 10 min bo zwolniły sobie jak wstałam, musiałam na czymś się uwieszać chwilami... . I tak były co 10-8 min. Potem jak nastąpiły skurcze co 8 minut już wiedziałam, że bolą na tyle mocno, żeby napisać do położnej.
Napisałam smska. Około 9tej, a potem powtierdziłam o 9:45.
Opisałam co i jak. Między skurczami to czułam się jakby nic się nie działo. Każdy skurcz trwał max minutę, ale szczyt był w sumie krótki. Bolesny ale szybko siła słabła. Przyjechała położna to były już ładnie co 4-3 min. Bolesne.
Położna rozstawiła trochę sprzętu, jakichś toreb. Potem udekorowała mi kanapę folią malarską, nakryłysmy to kolorową poszewką :D
Ale jak tylko M wybył na 20 min zawieźć dzieci do mojej koleżanki to zwolniły do 10min.
Połozna mówi, że zobaczysz- jak wróci mąż, znowu będą co 4min.
wrócil i faktycznie zaraz się rozbujały lekko. Mocne i częstsze.
Klęczałam sobie w czasie skurczu, wstawałam i chodziłam, siadalam, poszłam kilka razy na sik by uwolnić małemu przejście :tere fere
Jak M wrócił, połozna juz na spokojnie, bez dzieci, sprawdziła rozwarcie.
o 10:40 czyli o waszej 11:40! sprawdza rozwarcie. 8 cm. Ja przyznam szczerze, że byłam w szoku. To było minutę po tym jak skurcze miałam do 10 minut...
Przy okazji badania ruszyło mocniej, i mocniej i mocniej.... często gadałam "nie wiem co mam zrobic z moim ciałem" :tere fere Szukałam metody, pozycji by mniej bolało, jednocześnie starałam się oddychać. Bolalo coraz silniej, położna często masowała mi plecy... Bardzo bolał mnie brzuch. Opierałam się o sofę. Klęczałam, kucałam przy kanapie.
Potem oparłam się na poduszkach by ulżyć brzuchowi. Teraz bolał mnie tylek :tere fere
Ale to był już właściwie finisz, o czym nie wiedziałam. Położna mówiła, że to będzie "lunchtime baby" więc zakładałam, że do 13 porodzimy ;) Wody odeszły w takim pierwszym partym jaki poczułam. 11:45 :D Siedziałam wtedy na tych poduchach.
Był nastepnie hardcore, bo nie trzy parte raz po raz tylko sporo.. powoli.. czasami był i się cofał. Mnóstwo razy. W sumie... po przezyciach w polskisz szpitalach, gdzie dziecko by chętnie jak z procy wystrzelili, myślałam, że to źle, że on nie wychodzi w pierwszym partym

Położna meeega spokojna, życzliwa, wyjaśniała mi, że tak ma być. Milimetr do przodu, i potem do tyłu... a następnie kolejny krok dalej i dalej. I dzięki temu nie pęknę.
No i wyszedł. O 12:02. Moim zdaniem miał najcieższe wyjście z dzieci. Ścisk niezły. Ale M mówi, że z Mileśką bardziej zmaltretowałam mu ręce.
bez pęknięć łiiiiiiiiiiiiiiii
Bolało... nie da się ukryć że nie. Ale oddychanie i skupienie działa!
Tętno Maluszka położna sprawdzała co któryś skurcz, po skurczu, było zawsze OK. A on tak dzielnie tam pracował!!
M siedział przez te 15 minut parcia koło mnie, na kanapie :D Położna na podłodze, nogi pomagała mi okiełznać :D
Ciałko, jak już główka wyszła, poszło samo, bez mojego popierania. To samo łożysko. Nawet nie chciało sobie skubane potętnić ;)
Jaś wyszedł różowy, aktywny. Popłakał sobie :) o od razu cycka zlapał :D Siknął :) Słoneczko nam świeciło cały czas przez lekko zasłonięte żaluzje :D
Po 14tej wróciły maluchy. Damian zakochany w "naszym dzidziusiu" a Mileśka ma w nosie ;)
O 15:30 wrócił Bartek. Też zachwycony.
Jest słodki, mięciutki, pachnący.
JEST
a ja w domu.
Ważył wg tego co zrozumiałam 3080... jakoś... ale w papierach ma 3800g. Nie wygląda mi na tyle, ale jutro zważymy go jeszcze.
10pkt.
50cm.
Niesamowicie dziwne uczucie. Urodzić... i zostać u siebie w domku. :D
Życie płynie sobie dalej, jest tak naturalnie, żadna rewolucja. Po prostu nowy członek rodziny...
Teraz na nowo układamy plan dnia.
Czasu brak

Macica na nowo rodzi, takk boli... franca jedna...
i Nawał ruszył... jeszcze tylko to przeboleję i będzie prosta...