
Od ponad roku spotykałam się z facetem z Kolumbii. Na początku mieliśmy tak zwany wolny związek, czyli seks (o tym dlaczego się na to zedycdowałam nie muszę mówić tym, które z latynosem miały już seks











Co prawda prawie na kolanach obiecał, że nigdy z żadną nigdzie nie pójdzie, ale ja myślę trzeźwo... teraz tak pewnie mówi, bo nasz związek jeszcze jest świeży, a co będzie za kilka lat? Bóg jeden wie...
Z tego co wiem mój ukochany był tylko raz w poważnym związku, jak jeszcze mieszkał w Kolumbii. Był wtedy z dziewczyną trzy lata, nigdy jej nie zdradził i kochał niesamowicie mocno (wyznał mi, że po niej dopiero przy mnie poczuł to znowu, miłość do kobiety) tutaj wiem, że nie kłamie, bo wyznał mi wprost, że inne "dziewczyny" z którymi był zdradzał, bo mu na nich specjalnie nie zależało. Powiedział prawdę, co do liczby partnerek seksualnych, a także był szczery we wszystkim co opowiadał o swoim "poprzednim" życiu, a nie było kolorowo... także pod względem szczerości jest naprawdę w porządku. Poinformował nawet swoją mamę o tym, że mnie kocha i chce ze mną być. Teraz jego mama chce mnie poznać, bo jest ciekawa co za dziewczyna tak go "zmieniła".
Chciałabym tylko wiedzieć, jeżeli którakolwiek była z latynosem, czy jak kocha on kobietę to zdradzi, czy nie? Wiem, że głupio to pytanie brzmi, ale mam tyle wątpliwości. Mocno go kocham, jesteśmy do siebie przywiązani, jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, ale się boję cierpienia... mówiłam mu o tych uczuciach, ale on zapewnia, że nie mógłby mi zrobić krzywdy...
Jeszcze nigdy do tej pory, nawet będąc z jakimś chłopakiem w związku, czy później mężczyzną nie miałam takiego silnego uczucia i takiego ogromnego porozumienia między dwojgiem ludzi. Czasem myślę: jak to możliwe, skoro oboje pochodzimy z dwóch krańców świata??
Na koniec dodam jeszcze, że oboje nie jesteśmy dziećmi. Ja mam 26 lat a on 29.
Poradźcie coś kochane :)