u mnie banał, nie wzięłam sztućców, a trzeba było mieć swoje, szpital udostępnił plastikowo, którymi nawet mięsa nie dało się pokroić, na szczęście nie mieszkamy daleko, więc mąż szybko podrzucił ;)
ja o dziwo zabrałam dokładnie wszystko to, co było mi potrzebne :D może to dlatego, że dość się stresowałam całym porodem i dużo wcześniej zrobiłam sobie wielokrotnie poprawianą listę rzeczy, które na bank muszę mieć :D