Mój piewszy poród hmm... Nie taki diabeł straszny jak go malują
Strasznie bałam się mojego porodu ze względu na to że moje maleństwo było dość duże.
Wszystko zaczęło się w nocy z 14 na 15 marca. Pojawiły się skurcze w miarę regularnie co 7 minut ale nie były one specjalnie bolesne. Rano pojechałam z mężem do szpitala gdzie zrobili mi ktg i okazało się że mam skurcze ale że to jeszcze nie jest to i kazali mi przyjechać wieczorem na powtórne ktg. No więc wróciliśmy do domu, poszliśmy jeszcze na długi spacerek i skurcze się wyciszyły. Wieczorem przyjechałam do szpitala zrobili ktg i skurcze były takie sobie więc mnie jeszcze przebadali. Badali mnie i badali (masakra) bo ujścia nie mogli znaleźć
Lekarka powiedziała że ujście jeszcze jest zamknięte żeby wrócić do domu i czekać. No to wróciliśmy do domu. Ledwo wysiadłam z samochodu dopadły mnie potworne skurcze. Zadzwoniłam do mojej położnej ale ona powiedziała że to może być po tym badaniu żebym się wykąpała i położyła. No więc w domu byłam po 21 a o godzinie 22.45 byłam z powrotem w szpitalu. Skurcze początkowo były do zniesienia (najzabawniejsze jest to że przy każdym skurczu trzęsłam się jak galaretka
) . Na porodówce wylądowaliśmy o godz. 00.15 z 3 cm rozwarciem. Od razu wlazłam do wanny i wyszłam z niej jak miałam rozwarcie 9cm (czyli po niecałych 2 godz) Jak siedziałam w waninie to dostałam Dolargan - fajnie bo między skurczami normalnie zasypiałam. Bolące skurcze to był ostatni cm rozwarcia. Wtedy wiem że cały czas mówiłam że chcę cesarkę, że nie dam rady urodzić
Jak przyszły skurcze parte to o całym bólu zapomniałam, naprawdę wypchnięcie dziecka na świat nie jest już takie bolesne. Wiem że to strasznie zabrzmi ale skojarzyło mi się to z gigantycznym zaparciem
. Poparłam kilka razy i o 3.55 na świat przyszła Emilka.
W momencie jak położyli mi ją na brzuchu o całym bólu się zapomina... Byłam w takiej euforii że nawet jak mnie czyścili i później zszywali nie czułam tego.